Przejdź do głównej zawartości

Historia moich paznokci ala Katarzyna Nosowska

Uprzedzam lojalnie, tekst naszpikowany jest sarkazmem i ironią, jak dobra kasza skwarkami. Enjoy.

Historia moich paznokci ala Katarzyna Nosowska

Cóż, tytuł napisałam taki, co by kogoś zachwycić. Chciałam cię przyciągnąć, zwabić niczym dekolt Natalii Siwiec na meczu o wszystko.

Czy tak się stanie, kto wie? Od dawna marze o takim tytule, co ułaskawi przekrój całego społeczeństwa od Bałtyku do Tatr, czy na odwrót.

Przeczytałam jednym tchem książkę, już drugą, pani Kasi. Dodam, że „jom kocham całom”

Książkę, bo przecież pani Kasi to ja nie znam. No ale cóż zrobić, skoro temat, jakże podobny chcę poruszyć, a mam wrażenie, czytając książki pani Kasi, że żywot nasz ma podobne wątki. A myślenie niesztampowe mam we krwi, więc voila!

Czytając, kiwam głową, jakbym z koleżanką gadała i znalazła niewidoczną nić porozumienia synaps naszych.

Kłamię. Nie czytałam. Słuchałam, rowerem jadąc 20 km około. I tak słucham i kiwam tą głową, a nawet się mi zdarzyło głośno zawołać - Siostro, też tak mam!

Wracając

To nie kokieteria, paznokcie mamy takie same, a raczej przygody z nimi związane i przemyślenia na ich temat.

Nigdy paznokci ładnych nie miałam. Nie wliczając ślubu - tam musisz być idealną wersją siebie, co by Un się rozmyślił i wstydu przed rodziną nie było.
W moim wieku i kręgu kulturowym bez ślubu jesteś wydmuszką kobiety.

Historia moich paznokci ala Katarzyna Nosowska

Paznokcie. Atrybut. Piękny uśmiech i zadbane paznokcie, a niech będzie, dorzucę ogolone ciało, to znak, że jest się kobietą w pełnym wydźwięku tego słowa. A ja ani tego, ani tamtego nie mam.

Czym więc jestem? Nie wiem, chyba czymś pomiędzy.

Geny trza mieć dobre - powiesz. No rodzicielka moja zawsze miała długie i mocne paznokcie. Więc to nie to.
Więc o co chodzi?

Gdy świadomie zaczęłam zwracać uwagę na to, że ciało moje się zmienia i niektóre rzeczy widzę inaczej, zaczęłam polaryzować swoje nowe ja. I zajęłam dwa obozy:
  1. nie rozumiem, o co to ca cała afera z tymi pazurami,
  2. też chcę takie mieć!
Obgryzałam moje paluchy niemiłosiernie. Do krwi często. Gdzieś wyczytałam, że to wina nerwów. Obgryzacz jak masz wkurwa.
Wcale mi to nie pomogło. A na korytarzu koleżanki zachwycały się swoimi szponami. mierząc je sobie linijką.
Naciągałam rękawy, co było odbierane jako znak niechlujstwa. A ja tylko paznokcie chowałam.

Historia moich paznokci ala Katarzyna Nosowska

Dobrą metodą było chowanie rąk pod ławkę. Pomagało na chwilę, tak, żeby nikt siedzący obok ich nie zobaczył.
Wszystkie dziewczyny miały długie i piękne umalowane, wszystkie tylko nie ja.
Byłam jedna, jedyna, ale nie czułam tej wyjątkowości.

Wracałam do domu a wieczorami, podbierając siostrze plastelinę, formowałam na moich obgryziuchach idealne szpony, takie co wystają ponad opuszek.
Raz nawet udało mi się utrzymać je przez parę godzin. Byłam pewna, że jak je tak przytrzymam, to zostaną ze mną na zawsze zawieszone w tej czasoprzestrzeni.
No niestety. Odpadły.

Ostoją w tych czasach była moja kuzynka. Zawsze jej zazdrościłam urody, ale w kwestii paznokci dawała ukojenie moich nerwów - też miała obgryzione.
Pewnego dnia ją odwiedziłam. I wtedy moje „uff nie jestem sama”, schowałam w zagłębia Rowu Mariańskiego - miałą piękne, zapuszczone długie paznokcie, bez skórek i tych innych czerwonych cusi wokoło.

Kurwa! Zostałam na tej planecie sama!
Pytam - jak dokonałaś tego? - Nacierałam cebulą i olejem przed snem.
Wynikiem czego, oprócz wizytówki, tego wiecie niechluja od rękawów jak u średniowiecznego mnicha, waliłam cebulą jak pan z budki z frytkami!
A paznokcie miały cały rytuał głęboko w poważaniu!

Historia moich paznokci ala Katarzyna Nosowska

Na studiach była taka dziewczyna, śliczna kobieta. Zawsze ubierała się pod kolor. a jej paznokcie pasowały do stylizacji motywem.
Pewnego dnia na jej paznokciach prezentował się wzór
- litery, dokładnie treść, wycinek z gazety.
Nie mogłam wyjść z podziwu, jak ona to zrobiła? Czy jest jakaś tajemna metoda? Mikroskopijny pędzelek?

Podeszłam nieśmiało zapytać moje guru paznokciowe. Okazało się być to prostsze niż sobie wyobrażałam. Proste dla niej. Wystarczyło mieć wycinek gazety. Paznokcia pomalować bezbarwną bazą, a płytkę paznokcia uprzednio namoczonego w spirytusie lub innym mocnym alkoholu nałożyć wycinek, a następnie nałożyć drugą warstwę lakieru.

Cóż, u mnie zdolności manualne żadne, wyobraźnia buja się jak cholera, ale przełożenie tego na tworzenie - poziom - dupa blada.
Skończyłam z potarganymi ścinkami gazet, a ze smutku walnęłam szota z wódki.
A paznokcie?
Niestety nie przyjęły zbyt ochoczo mojego sposobu wykonania.

Historia moich paznokci ala Katarzyna Nosowska

Zewsząd spływały i ociekały informacje o tym, jakie to są nowe ulepszenia życia paznokciowego. Możesz se walnąć żele, tipsy i hybrydę.

Kupiłam tipsy, bo tańsze. Klej od nich nie trzymał wcale. Wzięłam więc z ojca barku klej - SuperGlue. Wtedy mówiło się po prostu SuperGlut.
Straciłam dwa swoje paznokcie i skórę na kilku palcach. Taka to była dziwaczka - cytując poetę.

Nie ma dla mnie ratunku i już! Przyznałam.
Potem było z górki, bo nie pamiętam równie soczystych przeżyć. Chyba się zaakceptowałam jakoś.

Pewnego dnia postanowiłam iść do galerii jako dorosła i zarabiająca kobieta i tam oddać się w ręce profesjonalisty. Pani rzekła, że nie jestem najgorszym przypadkiem i widziała gorsze. Moje uff sprzed lat wróciło na miejsce.
Zaproponowała przedłużenie. To taki zabieg gdzie pani czymś tam smaruje paznokcie, robią się dłuższe, ale żeby to dziadostwo zastygło, to trzeba włożyć do lampy. Utwardzającej lampy.

Pożałowałam przekroczenia progu tego zakładu - a nie teraz się salonu mówi - po dwóch sekundach trzymania paluchów w rzeczonej lampie.
Już wiem, co czuje wampir w świetle dziennym, topiąc się ser żółty na toście.
Zaciskałam zęby, powtarzając sobie: Chcesz być piękna? Cierp. Chciałaś masz! Pani, zauważywszy pewnie dziwny grymas na mojej twarzy, zapytała czy nie boli? Nieeee, a skąd! Gryzłam język w ciszy.

Historia moich paznokci ala Katarzyna Nosowska

Efekt owszem przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Były piękne, nie moje, sztuczne ale piękne.
Pokazywałam je każdemu, udając, że wcale tego nie chcę. Lakier? Lawendowy, modny.
Użytkowość codzienna?
Kuźwa żadna! Podcieranie tyłka, mycie garów, pisanie na klawiaturze i w końcu praca w Lidlu były niemałym wyzwaniem.
Dwa dni po odpadły dwa i kolejnego dnia również. Trzeciego dnia sama urwałam resztę przy pomocy pilniczka i wykałaczki.

Photo by Fotis Nakos on Unsplash

W „Pytaniu na śniadanie" albo innym “ Dzień dobry jest rano i mamy cię w dupie” wysłuchałam wywiadu. Pani mówiła o tym, że ci najbardziej zagorzali obgryzacze pazurów, robią to nie ze względu na nerwowość, ale z braku laku. Nie masz gdzie energii wykorzystać, więc idziesz w pazy.
Oo oo, pomyślałam, czyli jednak jest ratunek. Muszę znaleźć sobie hobby i już? Tak po prostu gdzieś wypocić wkurwa i zostawić go na poboczu przywiązanego do drzewa?!

E, no to, to akurat mogę!




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

22 słowa znikające z języka polskiego - sprawdź, czy je znasz!

Macie czasami wrażenie, że, za dużo używamy anglojęzycznych lub zapożyczonych słów? Nasi dziadkowie, często używają czy używali słów, które nie są już modne, które wyszły już z użycia. Język polski z roku na rok jest bogatszy  i to jest fakt, naturalna kolej rzeczy, związana z rozwojem chociażby techniki. Szczególnie dziś, mam wrażenie, że mówi się o zalewie polszczyzny zapożyczeniami angielskimi. Tak naprawdę takie "fale" zdarzały się od zawsze, a ma to związek z różnymi etapami w historii.  I tak dla przykłądu w średniowieczu były to zapożyczenia niemieckie, od XVI w. na łacińskie, potem włoskie, francuskie, rosyjskie. Coś jednak dzieje się kosztem czegoś, bo każda sytuacja ma plusy i minusy. Moim zdaniem, nie da się tego zjawiska uniknąć,  bo żyjemy za szybko i za intensywnie.  Oczywistym jest też to, że dużo słów weszło na stałe do naszego słownika  i mowy potocznej i wcale nie mówię, że jest to złe.  Sam...

Co robić aby się nie narobić? 6 niepraktycznych porad!

Postanowiłam napisać ten poradnik (niech będzie w gwoli jasności anty-poradnik) po ostatniej dyskusji, która wywiązała się na mojej grupie super kobietek  ❤❤❤  na Facebooku. Dziewczyny, my sobie same ciśniemy. Perfekcjonizm - każdy do niego dąży. Każdy go pragnie. Chcemy mieścić się w normach, ale nie twórzmy idealnej rodziny, stwórzmy własną na własnych domowych zasadach i nic komu do tego. Co robić aby się nie narobić? 6 niepraktycznych porad! Fajnie jest żyć w ładzie i porządku i wiedzieć gdzie masz majtki, rajty dziecka i pokrywkę do rondla, ale nie da się żyć w permanentnym porządku non-stoper. Kiedyś coś pierdolnie i wtedy wina spada na matkę! No bo na kogo! A co ciekawe nikt nas tą nie winą nie obarcza - tylko my same! Masz wrażenie, że same sobie wmawiamy, że jesteśmy beznadziejnymi gospodyniami i organizatorkami życia rodzinnego a wyznacznikiem tego są, chociażby brudne okna?! Wychodzę temu naprzeciw i postanowiłam udowodnić, że nawet ja beznadziejny przypadek pedant...

Coś o mnie

Cześć!  Jestem Agnieszka,  ale znajomi często mówią mi ruda, ze względu na kolor włosów a i może na osobowość.  Do niedawna byłam Kryśką,   ale gdy urodziła się nasza córeczka, z wielu opcji imion wybraliśmy  Krystynę ! Od ponad roku mieszkamy w małej wsi pod Monachium.  Nie jestem idealnym rodzicem i nie chcę nim być. Za to chcę być prawdziwą wersją siebie. Parę ciekawostek: Od zawsze byłam jak bąk w tulipanie - zakręcona.  Lubie biegać, a tak na prawdę robię to, żeby bez ograniczeń jeść naleśniki!!  Lubię sprzątać i przeorganizowywać przestrzeń wokół siebie, dosłownie i w przenośni. Pisze wiersze do szuflady.   Uwielbiam rozśmieszać ludzi. Marzę  o własnym domu z ogródkiem i o długich paznokciach.  Po co? Na co? I dlaczego blog?  Przede wszystkim, chcę Wam przekazać moje spostrzeżenia i wnioski z nie przeciętnych zdarzeń życiowych - Jest ich trochę. Brakuje mi...