Przejdź do głównej zawartości

Jak spakować 3 lata życia w 120 pudełek?

3 lata, to jedynie 36 miesięcy, dlaczego więc czuję, że zostawiam w Bawarii pół duszy, a już na pewno sporą część serca?


Nie jest to pierwszy raz, gdy mówię: „Zaczynam od nowa” - było całkiem sporo takich zdań w mym 35-letnim życiu.

Nie jest to też pierwsza przeprowadzka, bo wliczając tę teraz, będzie to siódmy raz.
Zdecydowanie zawyżam statystyki.

Dlaczego więc, pomimo tylu doświadczeń jest mi ciężko zaakceptować ten fakt?
Na początku pobytu tutaj wytworzyłam pewnego rodzaju mur, przez który nie chciałam wpuszczać negatywnych myśli. Było to bardzo proste, robię tak od zawsze.
Po jakimś czasie mur kruszał. Zaczęły w nim robić się dziury. Na początku takie małe na włożenie palca by później mógł runąć jak wieża z klocków Krysi.

Przed czym miał mnie chronić?
Początkowo myślałam, że przed tęsknotą za pogaduchami, zakupami, innymi kobietami, pracą.
Teraz myślę jednak, że chciałam chronić się przed samą sobą. Tęskniłam za dawną sobą. 
Przed myślami, że nic nie znaczę. Jestem kurą domową z małym dzieckiem, która całe dnie spędza w domu na sprzątaniu, czytaniu książek dziecku, zabawie, spacerach, praniu i gotowaniu. Jedyną atrakcją jest mąż, na którego czekam, aż wróci z pracy po 15:00 i wtedy mogę z kimś pogadać o tym, co w świecie słychać.
Cóż, taki stan trwał dość długo. Dobijała mnie myśl, że jestem uzależniona finansowo od męża. Ja, kobieta, a właściwie już jako dziewczyna pracowałam, odkąd pamiętam. Nie chodzi o to, że zawsze miałam pieniądze. To nie tak. Zawsze miałam kontakt z innymi, pomimo że czasami miałam serdecznie dość świata.


Tutaj stałam się jedną z kobiet w fartuszku pozującą do Amerykańskiej gazetki z lat 60’.
Nie, mój mąż nie jest tyranem, nie zabrania i nie rozlicza, ja się po prostu nie czułam wolna. Wiesz, o co chodzi?

Tak, zdecydowanie wyjazd za granicę to próba dla związku i duże obciążenie nieprzerobionych tematów, na które z uwagi na małe dziecko nie było nigdy czasu.
Żyłam jak w bańce. Po jakimś czasie od rozpadu mojego małego muru czułam się naga. Obnażona ze wszystkich słabości. Na taki stan rzeczy nie mogłam sobie pozwolić. Od zawsze skrzętnie chowam wrażliwość pod sterty złości, naburmuszenia się i fochy różnej maści.
Wolałam komuś zwymyślać lub – co gorsza – uciec niż powiedzieć, że boli.

Samotność i brak zrozumienia.

Tak, jak łatwo ludziom przychodzi ocenianie kogoś. Biorąc pod uwagę (sarkazm), że wszystko dostaliśmy na tacy, jak wygrany los na loterii w Sulisławicach, nie brudząc przy tym rąk ciężką pracą.
Starałam się tłumaczyć, że to nie tak. Że to nie bajka i nie mamy na wyłączność kul od maszyny losującej.
E tam. Gdzie tam, pieniądze, ogromny majątek, który okadzi nas, jak kadzidło na procesji, zrekompensuje nam wszystko. Jeszcze tylko muszę dokupić paczkę zapałek...


Można żyć w domu pełnym ludzi i miłości, a czuć się samotnym. Mam to szczęście, że jedyna samotność, jaka mi doskwierała, to brak przyjaciela, z którym mogłabym pogadać, że mi źle i bardzo dobrze, z którym mogłabym wyjść na kawę i pić wino do 2:00 w nocy oglądając żenujące filmy na YT.
I teraz powiesz, no ok przecież był mąż. Był i jest! Tylko że brakowało przyjaciółki, kobietki. No przecież ileż można narzekać na męża do męża — gdzieś te granice są. Żart.

Polacy za granicą? 
Są, gdzieś, nie wiem gdzie. Ci, co przyjechali tu dawno, mają już swoje korzenie, a ci nowi przyjeżdżają do tych starych…
Zaczepiać kogoś na ulicy czy sklepie tylko dlatego, że gada w twoim języku? Nie, nie widzę tego jakoś. Obcy człowiek. Niemniej jednak miło było usłyszeć znajomy język lub zamienić parę zdań.


Nie jestem typem, który lubi długo analizować i roztrząsać różne aspekty. Chyba twardo stąpam po ziemi, a sferę marzeń dopuszczam jedynie przy zdmuchiwaniu kolejnej świeczki na torcie.
Lubię mieć kontrolę nad własnymi decyzjami i tym, co się wydarzy. Nie bardzo lubię niespodzianki i zaskoczenia różnego rodzaju.
Jestem typem kobiety, która lubi mieć plan. Kilka planów, ale bardzo szybko umiem dostosować się do zmieniającej się sytuacji.
Coś w rodzaju: „Nie lubię zmian, ale brzydzę się nudą”.

A do tego dochodzi coś w rodzaju radaru, szóstego zmysłu czy jak to tam się zwie. Takie uczucie, które przenika przez mózg na ultra-sekundy.  
Tęcza, niezwykle rzadkie zjawisko, zdecydowanie lepiej idzie mi przewidywanie burzy z gradem albo deszczu z żabami.


Ogromną niespodzianką, ale również zasłużoną nagrodą i wyróżnieniem za ciężką pracę, była dla nas przeprowadzka na małą wieś oddaloną o 40 km od Monachium. Niemcy, któż by pomyślał, że kiedykolwiek przyjdzie mi mieszkać poza krajem.
Moje siostry, które zasmakowały realiów życia w obcych kątach, mówiły — Zobaczysz, nie będziesz chciała wracać.
Pieprzenie, ja nie będę chciała? A co ja tam mam w tych Niemcach. Nic.
Dlaczego więc miałabym nie chcieć wrócić do rodziny, przyjaciół...


Byłam w błędzie. To nie o to chodzi gdzie się jest, tylko z kim i jak!
Powiem wam, że człowiek to bardzo ciekawa konstrukcja. Potrafi się zmienić, przystosować, analizować i zmienić pod wpływem czynników, których nigdy nie brał pod uwagę.

I tak zadziało się ze mną. Ta rozłąka od polskości bardzo mi pomogła, zrozumieć co jest ważne, kto jest ważny i gdzie w tym wszystkim jestem ja.
Ten dystans i ograniczenie kontaktów pozwoliły mi poznać się siebie lepiej.
Tak, dokładnie to mam na myśli — poznałam sama siebie lepiej.
Częściowo dużo to ma wspólnego z próbami, na które byłam wystawiana.


A uwierz mi, nie jest to proste być obcym w obcym miejscu z małym dzieckiem.
Nie jest to proste być mamą na obczyźnie. Nie jest to proste dla kobiety i żony.

Nie będę się starała ci tego tłumaczyć, bo postanowiłam jakiś czas temu tego nie robić. Wybacz mi. Musiałabym podawać tysiące przykładów, które i tak ktoś mógłby podważyć, bądź znaleźć mądre rozwiązanie z grupy: “ mogłaś to i mogłaś tamto”.
Otworzyłam oczy szerzej na chyba każdy aspekt życia. Od cielesności po duchowy. Miałam na to czas i sposobność, by móc pokochać siebie i spojrzeć na to, co mnie otacza dojrzalej. 
I przestałam się tłumaczyć z tego, że mi jest dobrze i jestem szczęśliwa.


Tutaj pierwszy raz w życiu zrobiłam coś dla siebie. Nie dla męża, dziecka — tylko dla siebie, moje marzenie, które jest ogromnym wyzwaniem to pisanie do ciebie, was.
To tutaj odkryłam, że mogę być mamą na zupełnie nowym poziomie jakościowym.
Tutaj zrozumiałam, że muszę walczyć o swoją małą trzyosobową rodzinę, stawiać ją na pierwszym miejscu i na równi z moimi celami osobistymi.
To tutaj moja córka postawiła pierwsze kroki i zobaczyła swój pierwszy śnieg...


To tutaj było jej dane poznać pierwszą swoją przyjaciółkę.
To tutaj pierwszy raz zostałam pochwalona za to, jaką jestem fajną mamą i zaczęłam w to wierzyć.
Tutaj staliśmy się lepszą rodziną, dlatego zostawię tutaj kawał życia, dobrego życia...


Jak więc spakować 3 lata fajnego, wartościowego życia w 120 pudełek?
Przez łzy i śmiech. Sinusoida uczuć. I tak naprawdę nie pakujemy szklanek, mebli czy szmat pakujemy wiele radości, miłości, wspomnień i kawał dobrej historii.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

22 słowa znikające z języka polskiego - sprawdź, czy je znasz!

Macie czasami wrażenie, że, za dużo używamy anglojęzycznych lub zapożyczonych słów? Nasi dziadkowie, często używają czy używali słów, które nie są już modne, które wyszły już z użycia. Język polski z roku na rok jest bogatszy  i to jest fakt, naturalna kolej rzeczy, związana z rozwojem chociażby techniki. Szczególnie dziś, mam wrażenie, że mówi się o zalewie polszczyzny zapożyczeniami angielskimi. Tak naprawdę takie "fale" zdarzały się od zawsze, a ma to związek z różnymi etapami w historii.  I tak dla przykłądu w średniowieczu były to zapożyczenia niemieckie, od XVI w. na łacińskie, potem włoskie, francuskie, rosyjskie. Coś jednak dzieje się kosztem czegoś, bo każda sytuacja ma plusy i minusy. Moim zdaniem, nie da się tego zjawiska uniknąć,  bo żyjemy za szybko i za intensywnie.  Oczywistym jest też to, że dużo słów weszło na stałe do naszego słownika  i mowy potocznej i wcale nie mówię, że jest to złe.  Sam...

Co robić aby się nie narobić? 6 niepraktycznych porad!

Postanowiłam napisać ten poradnik (niech będzie w gwoli jasności anty-poradnik) po ostatniej dyskusji, która wywiązała się na mojej grupie super kobietek  ❤❤❤  na Facebooku. Dziewczyny, my sobie same ciśniemy. Perfekcjonizm - każdy do niego dąży. Każdy go pragnie. Chcemy mieścić się w normach, ale nie twórzmy idealnej rodziny, stwórzmy własną na własnych domowych zasadach i nic komu do tego. Co robić aby się nie narobić? 6 niepraktycznych porad! Fajnie jest żyć w ładzie i porządku i wiedzieć gdzie masz majtki, rajty dziecka i pokrywkę do rondla, ale nie da się żyć w permanentnym porządku non-stoper. Kiedyś coś pierdolnie i wtedy wina spada na matkę! No bo na kogo! A co ciekawe nikt nas tą nie winą nie obarcza - tylko my same! Masz wrażenie, że same sobie wmawiamy, że jesteśmy beznadziejnymi gospodyniami i organizatorkami życia rodzinnego a wyznacznikiem tego są, chociażby brudne okna?! Wychodzę temu naprzeciw i postanowiłam udowodnić, że nawet ja beznadziejny przypadek pedant...

Coś o mnie

Cześć!  Jestem Agnieszka,  ale znajomi często mówią mi ruda, ze względu na kolor włosów a i może na osobowość.  Do niedawna byłam Kryśką,   ale gdy urodziła się nasza córeczka, z wielu opcji imion wybraliśmy  Krystynę ! Od ponad roku mieszkamy w małej wsi pod Monachium.  Nie jestem idealnym rodzicem i nie chcę nim być. Za to chcę być prawdziwą wersją siebie. Parę ciekawostek: Od zawsze byłam jak bąk w tulipanie - zakręcona.  Lubie biegać, a tak na prawdę robię to, żeby bez ograniczeń jeść naleśniki!!  Lubię sprzątać i przeorganizowywać przestrzeń wokół siebie, dosłownie i w przenośni. Pisze wiersze do szuflady.   Uwielbiam rozśmieszać ludzi. Marzę  o własnym domu z ogródkiem i o długich paznokciach.  Po co? Na co? I dlaczego blog?  Przede wszystkim, chcę Wam przekazać moje spostrzeżenia i wnioski z nie przeciętnych zdarzeń życiowych - Jest ich trochę. Brakuje mi...