Przejdź do głównej zawartości

Chcę mieć swój kawałek świata.

Ja pijąca kawę na drewnianej ławce pod rozłożystszym orzechem. Za mną, przy drewnianych okiennicach kwitną malwy i słoneczniki. Łukasz naprawia coś w garażu, a Krysia bawi się w ogrodzie.


Tak mniej więcej przedstawia się moja wizja mieszkania na wsi, ta idealna.

Jak bardzo kiedyś przeszkadzało mi to mieszkanie na obrzeżach!!

Wcześniej nie miało to znaczenia zupełnie, wręcz przeciwnie. Cieszyłam się, że mogę wejść na drzewo, podziwiać świat ze strychu i przynosić mamie na obiad ziemniaki z piwnicy.

I ta moja wieś kochana za dzieciaka z biegiem lat stała się w pewnym momencie kulą u nogi. Nie miałam przyjaciół, swojej paczki. A jedyne co miałam to kupę problemów, które żadne dziecko mieć nie powinno.

Zapragnęłam mieszkać w mieście. W sumie to życie mnie zmusiło. Tam zacznę od nowa. Pokaże, na co mnie stać i w końcu będę anonimowa.

Jako dziewczynka marzyłam o pracy w sklepie - no to mam, marzenia się spełniają. Taka pani w sklepie to wszystko może i pieniądze maca.

Chciałam też być księżniczką, która zawsze ma dziwne i zaskakujące przygody - cholera teraz myślę, że spotkał mnie mix tych rzeczy.

Tak, w mieście moja nadzieja. Zachłysnęłam się wolnością. Podobała mi się ta zabawa w dorosłą. Ten brzęczący pęk kluczy w torebce. Wtedy mi się wydawało, że jest idealnie.

Jakoś szczęśliwie omijały mnie negatywne szarady związane z mieszkaniem w centrum. W głównej mierze to żyło mi się świetnie. Było to zasługą fantastycznych kobiet, z którymi przyszło mi mieszkać i którym zawdzięczam to, kim jestem teraz.

Jaka ja byłam szczęśliwa, mając tak ogromne wsparcie kobiet, które kochałam całym sercem. Wspierałyśmy się na dobre i złe.
A gdzie przyszło mi mieszkać?

Najpierw był to 100-letni dworek, z ogromnym potencjałem, ale zapuszczony jak sowiarnia w Hogwarcie.

Ileż to nasze mieszkanko przeszło, ach rozmarzyłam się...

Potem zamieszkałam w nowym bloku, z ogromnym tarasem tuż przy bulwarach. Piękny widok a cena zwalała z nóg. Było też maciupkie mieszkanko, na 8 piętrzę z kuchnią za drzwiami.

Aż w końcu mały domek za miastem, gdzie mogliśmy uprawiać pomidory.

Tak, zdecydowanie kochałam Rzeszów. Mój Rzeszów, chyba nigdy mnie nie zawiódł. Nie czułam się w nim ani ograniczona, ani smutna czy przytłoczona. Mogłam być sobą!


Moja dusza wieśniaka rozbestwiła się zupełnie, gdy wyjechaliśmy do Bawarii. Wioska gdzie przyszło nam mieszkać, nie różni się znacząco od zielonych wzgórz Ani. Powozów brak - konie są.

Ja to jednak wieśniak jestem. Z czasem nauczyłam się odpowiadać na pytania:

- No i jak wam się tam mieszka? Pewnie źle?

- Zajebiście!

Początkowo sprawiało to ludziom niemały wysiłek, aby zrozumieć, co my na tym zadupiu fajnego widzieć możemy. Bez samochodu, 40 km od centrum. Za środek transportu mając, nie zależnie od pogody, rowery i czasami pociąg. Jedyny sklep oddalony o 5 km.

Niepodobne, by móc tak żyć!

Móc i chcieć więcej, ale już z bliskimi za rogiem!

Lubię dresy z dziurą na kolanie i croksy z biedronki. Lubię mieć brudne paznokcie od ziemi, z której przed chwilą wyrwałam buraki.

Lubię zapach świeżo skoszonej trawy i te promienie słoneczne wystająco-wkurzające spomiędzy gałęzi, też lubię.

Lubię, gdy patrząc przez okno, widzę zmieniające się pory roku i taniec chmur na niebie.

Lubię to uczucie, gdy w końcu widzę sens zamieszczania informacji zawartej w kalendarzu, o której wschodzi i zachodzi księżyc.

Nie wiem, gdzie los nas rzuci następnym razem. Z pewnością będziemy wybierać opcje „dzikie i zielone".

Przeraża mnie mieszkanie i wychowywanie Krysi w miejskiej dżungli. Takiej co:

- o zobacz krówka, tam w telewizorze!

Z drugiej strony patrząc, miasto to inne możliwości, które można wykorzystać.

Nic nie poradzę na to, że chcę mieć kawałek świata na wyłączność.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia pewnej miłości, czyli list do Krysi

Bycie rodzicem jest do kitu. Po pewnym czasie uświadamiasz sobie, że Twój dom będzie kiedyś pusty. Dzieci będą mieć dzieci i rzadko będziecie się spotykać. I chociaż jestem świadoma tego, że wychowuję Krysię dla kogoś obcego, chcę, aby jak najlepiej potrafiła radzić sobie w życiu bez nas, by była samodzielna… Ta myśl jest  niedozniesienia . List do Krysi Krysiu, Krystynko, wiem, że kiedyś pójdziesz w świat z całym bagażem moich rad, plecakiem wypchanym po brzegi wałówką od taty… Musisz jednak wiedzieć, że ja dalej będę się martwić, czekać, kochać... Będę wspominać ten moment, gdy pierwszy raz zobaczyłam te dwie kreski na teście. I wtedy nie  wiedziałam, czy  płaczę ze szczęścia , czy  z przerażenia. Pamiętam, gdy  usłyszałam bicie twojego serduszka i moje pierwsze zakupy dla  Ciebie, gdy  dowiedziałam się, że jesteś dziewczynką . Byłam, tak nieświadoma  tego, co  mnie czeka… Dlaczego w poradnikach dla przyszłych rodzi...

Kleszcze fakty i mity

Na temat kleszczy powstało tyle mitów, że rynce opadają.  Dziś rozprawię się z nimi. Jak się zachowuje kleszcz? Czy rzeczywiście jest tak groźny, jak go malują?  Czy da się go oszukać?  Jak nie dać się ukąsić? Jak i czym go usunąć? Czy ultradźwięki odstraszają pajęczaka?   Photo by  Jonas Weckschmied  on  Unsplash Ugryzł Cię kiedyś kleszcz?   Z dużym prawdopodobieństwem większość z Was mówi właśnie: - No kurde taaaak!! (lub zamiast kurde mniej subtelne słowo też na k). Co się zadziało, że on postanowił właśnie ciebie uraczyć swą obecnością? Co robił te dwie godziny wcześniej?  Może siedział na drzewie i przez lornetki wypatrywał swojej ofiary?  Jak żył? Po co Ci wiedza biologiczna na temat kleszczy?   Aby bardziej poznać naturę kleszcza. Jeśli oswoisz się z tym, co Cię przeraża staje się to mniej okropne. Przynajmniej ja tak mam.  Nie dajmy się zwariować!! Co to jest kl...

22 słowa znikające z języka polskiego - sprawdź, czy je znasz!

Macie czasami wrażenie, że, za dużo używamy anglojęzycznych lub zapożyczonych słów? Nasi dziadkowie, często używają czy używali słów, które nie są już modne, które wyszły już z użycia. Język polski z roku na rok jest bogatszy  i to jest fakt, naturalna kolej rzeczy, związana z rozwojem chociażby techniki. Szczególnie dziś, mam wrażenie, że mówi się o zalewie polszczyzny zapożyczeniami angielskimi. Tak naprawdę takie "fale" zdarzały się od zawsze, a ma to związek z różnymi etapami w historii.  I tak dla przykłądu w średniowieczu były to zapożyczenia niemieckie, od XVI w. na łacińskie, potem włoskie, francuskie, rosyjskie. Coś jednak dzieje się kosztem czegoś, bo każda sytuacja ma plusy i minusy. Moim zdaniem, nie da się tego zjawiska uniknąć,  bo żyjemy za szybko i za intensywnie.  Oczywistym jest też to, że dużo słów weszło na stałe do naszego słownika  i mowy potocznej i wcale nie mówię, że jest to złe.  Sam...