Już od jakiegoś czasu chciałam opowiedzieć wam, a raczej podzielić się moimi spostrzeżeniami na temat:
„Jak to jest być mamą
na wychowawczym
w obcym kraju?”
na wychowawczym
To ile właściwie siedzę
już w domu?
4 lata.
O ciąży dowiedziałam się 2 sierpnia, a 3 poinformowałam o zaistniałym fakcie swojego przełożonego.
Krysia urodziła się w kwietniu 2017
ciążowe przestało obowiązywać i zaczął się urlop macierzyński, który u mnie trwał rok.
W tym czasie przeprowadziliśmy się do Bawarii. Ogrom zmian dla nas, ale i dla dziecka. Krysia miała 7 miesięcy.
Początki były trudne.
Byliśmy i jesteśmy sami. Znajomych żadnych.Wsparcia więc żadnego nie mieliśmy.
Musieliśmy ogarnąć rzeczy, o których jak teraz myślę, to się śmieje, ale wtedy powodowały migrenę i strach w oczach.
Wyobraź sobie: masz małe dziecko, różne problemy i obawy z tym związane. A uwierz mi jest ich nie mało.
A do tego dochodzi: nieznajomość zasad, zwyczajów, języka. Obcy ludzie, kraj.
Napotykałam różne problemy.
Od prozaicznych problemów, jak pójście do sklepu czy kupienie biletu, po umówienie spotkania do lekarza dentysty czy choroba Krysi.
Jednym z takich problemów było przetłumaczenie szczepień na język niemiecki.
I weż tłumacz!
Bo musicie wiedzieć, że w książeczce zdrowia nazwy szczepień wpisane były odręcznie.
Lekarz miał nie lada problem, aby je rozszyfrować.
W Niemczech info o szczepieniu jest naklejka z nazwą.
W Niemczech info o szczepieniu jest naklejka z nazwą.
Większe zakupy, większe? Każde!!
Wizyty u lekarza, odbieranie poczty, były dla mnie jak wyprawa na księżyc.
Photo by Liana Mikah on Unsplash |
A to z kolei wiązało się z braniem dnia urlopu albo odkładania wszystkiego na weekend.
Całkowicie przerażała mnie myśl:
I wtedy życie zweryfikowało moje obawy.
Zawsze byłam samodzielna i odważna, pyskata i wygadana. Z każdym potrafiłam zagadać. Dusza towarzystwa, która zawsze ma coś do powiedzenia.
W rzeczywistości byłam galaretą z zimnych nóżek!
I nie zapomnę tego uczucia, gdy w końcu dotarły do mnie słowa moich sióstr, które od lat mieszkały w obcych landach:
Ja zatęsknię? To za mną niech tęsknią!
No i nie przewidziałabym nigdy tego, że tak bardzo będzie mi brakować wiadomości, telefonów, rozmów.
Nauczyłam się regułki dzwoniąc do każdego. Kilku słów, które jak się szybko okazało przejęła odemnie Krysia, bawiąc się w „telefon”:
Tylko że to boli. To zmienia.
Robot!
Zaczęłam więc pracować nad sobą.
Przestałam narzekać. Szukałam kontaktu z innymi polakami.
Niestety, po dziś dzień nie utrzymujemy z nikim kontaktu. To historia ma zupełnie inną parę balerinek.
Szukałam sobie zajęć. Robiłam plany tygodniowe. Rozpiski „to do” na ten tydzień.
Zaczęłam się doszkalać, czytać więcej, szlifować angielski i uczyć się niemieckiego.
Zaczęłam biegać i dbać o swoją dietę.
Oddać dziecko, które nigdy nie było z obcymi. Zna tylko nas, nie ma kontaktu z innymi dziećmi i w końcu nie zna języka. Teraz tej decyzji nie żałuję. Wtedy, byłam w ogromnym stresie i o krok od rezygnacji.
Znacie powiedzenie?
Prawdziwych przyjaciół poznaje się wtedy,
Zmęczenie dawało się we znaki całej rodzinie.
A ja perfekcyjna-choleryczka, wszystko musiałam mieć idealnie!
Byłam przekonana, że zawojuję świat.
Wstrząsnę tą gruszą, aż spadną z niej śliwki.
A za błędy, brak profesjonalności.
Za wyrażanie własnego zdania.
Zarzucanie nieszczerości.
Teraz rozumiem, że ja kompletnie nie byłam do tego przygotowana. Jeżeli w ogóle można się na to było przygotować.
Jak bardzo zabrzmi to ckliwie, to nie ważne,
ale ogromnym wsparciem był Łukasz. Ja na jego miejscu sama bym siebie zostawiła.
W takim sensie, że każdą wolną chwilę spędzałam nad swoją wizją mojego miejsca w necie.
Coś, co sprawiło, że przestałam gonić a zaczęłam być!
Przestałam pisać teksty natchnione. Przestałam udowadniać swoja wartość górnolotnymi słowami.
I nie mam tu na myśli tego, że wcześniej byłam fałszywa i nie pokazywałam swojego świata, ale to, że w końcu chciałam wam go pokazać.
Przestałam się wstydzić sytuacji, w jakiej jestem.
Zaczęłam nagrywać filmy i w końcu zaakceptowałam swój wygląd w internecie.
Szparę między zębami i krzywy zgryz leczony od 5 lat, to, że pluję do mikrofonu, gubię myśli i mówię nie gramatycznie.
Teraz nie boję się zagadać.
Dużo czasu zajęło mi to, aby na nowo odnaleźć się w tej rzeczywistości.
A mam łatkę tej, co się nigdy nie poddaje
i pozytywnej osoby.
Mam nadzieję, że ten tekst ci się podobał? Pisany od serca, od mamy dla mamy.
Co ja zrobię, jak będę musiała któregoś dnia załatwić coś sama, bez Łukasza?
Jak sobie dam radę samą?
Co mam zrobić w razie wypadku i zagrożenia?
Łukasz musiał wyjechać na delegację do Polski na parę dni. Pierwsza moja myśl - panika!
Co ja zrobię sama?
Dałam radę!
Zawsze byłam samodzielna i odważna, pyskata i wygadana. Z każdym potrafiłam zagadać. Dusza towarzystwa, która zawsze ma coś do powiedzenia.
Teraz? Proszę, mówię: "dzień dobry", "tak"
i "nie" jak tresowana papuga.
i "nie" jak tresowana papuga.
Powtarzałam:
“, gdyby to był anglojęzyczny kraj…”
A dupa! Życie zweryfikowało, że i po angielsku nie umiem, zacinam się i wstydzę gęby otworzyć. A moim ulubionym i idealnie wyuczonym zdaniem było:
Ich verstehe nicht!
Ludzie, sąsiedzi, właściciel owszem mili, zagadywali, pytali o dziecko. Ja,
wychodziłam na gbura, przynajmniej mi się tak wydawało, bo odpowiadałam tylko uśmiechem albo udawałam, że to mnie nie dotyczy.
wychodziłam na gbura, przynajmniej mi się tak wydawało, bo odpowiadałam tylko uśmiechem albo udawałam, że to mnie nie dotyczy.
A z każdą sprawą nawet tą najdrobniejszą, landlord zwracał się do Łukasza, bo ze mną kontaktu jako takiego nie było.
Unikałam go jak ognia, z obawy przed kompromitacją.
Jakież było jego zdziwienie, gdy w końcu otworzyłam paszcze i się okazało, że całkiem dobrze mówię po ang.
Zajęło mi to kilka miesięcy.
Photo by Benjamin Manley on Unsplash |
W głowie ciągle wertowałam te strony z tytułami szuflad:
Kobieto co, się z tobą dzieje?!
Weź się w garść!
Dasz radę!
I nie zapomnę tego uczucia, gdy w końcu dotarły do mnie słowa moich sióstr, które od lat mieszkały w obcych landach:
Za granicą człowiek się zmienia.
Wyjedziesz, to ludzie się zmienią.
Jest inaczej.
Zobaczysz, zatęsknisz.
No i nie przewidziałabym nigdy tego, że tak bardzo będzie mi brakować wiadomości, telefonów, rozmów.
Nie wiedziałam, że tak bardzo zaboli brak odpowiedzi, tłumaczenia brakiem czasu.
Cześć, masz czas?
Nie żadne: - Hej! Co słychać?!
Po roku macierzyńskiego zaczął się mój urlop wychowawczy, który trwa do dziś.
Ja przez cały ten czas czułam się oceniania.
Tak jakby nagle ludzie zdobyli prawo do rozliczania mnie za to, co ja robię i nie robię, bo przecież siedzę w domu z dzieckiem!
Siedzę!
Ja wiem, że mam dobrze. Mogę pozwolić sobie na „to siedzenie".
Ty patrzysz na te zdjęcia idealnych mam
z dwumiesięcznym dzieckiem na rękach, które mają idealną figury, które pracują lub prowadzą własny biznes. Mają życie!
A ty dalej klucha w przepoconym i obrzyganym T-shircie, z tłustymi włosami, a na obiad serwujesz 2 dzień spaghetti. A do tego jesteś na utrzymaniu męża.
Zaczynasz zazdrościć innym spotkań na kawie, plotek, spendów rodzinnych.
A zazdrość zamienia się w złość i żal.
Po co mi to było?
A zazdrość zamienia się w złość i żal.
Po co mi to było?
No to co ty robisz cały dzień?
Zaczęłam więc starać się na siłę, aby przekonać innych i siebie, że mój czas będzie bardziej produktywny.
Nie będę zwykłą kurą domową!
A tak naprawdę, to zatraciłam się w tym kurniku.
Robiłam dwa obiady: jeden Krysi a drugi nam, bo mam w chuj czasu, to przecież słoiczków nie będę kupować.
Wstawałam nie po to - jak teraz - aby się napić spokojnie kawy - ale po to, by przygotować śniadanie, zrobić pranie, umyć podłogi
Po to, aby później bez reszty oddać się Krysi.
O 10 spacer. Drzemka, Czytanka. Ćwiczenia, obiad w międzyczasie.
Szukałam pracy, jakiejkolwiek.
Ale jakiej? Nielegalnie, bez ubezpieczenia?
Bez języka. Odpowiedziałam na kilka ogłoszeń. Nic. Nie chcieli z angielskim.
Bez języka. Odpowiedziałam na kilka ogłoszeń. Nic. Nie chcieli z angielskim.
A co z Krysią?
Pewnego dnia kabel zasilający się przepalił na amen!
Dość, kurwa, dość!
Chciałam być silna!
Przecież całe życie jestem, tylko teraz muszę uruchomić jakoś tę zapadkę w głowie:
Nie użalaj się nad sobą,
tylko się weź do pracy!
Zaczęłam więc pracować nad sobą.
Przestałam narzekać. Szukałam kontaktu z innymi polakami.
Niestety, po dziś dzień nie utrzymujemy z nikim kontaktu. To historia ma zupełnie inną parę balerinek.
Szukałam sobie zajęć. Robiłam plany tygodniowe. Rozpiski „to do” na ten tydzień.
Zaczęłam się doszkalać, czytać więcej, szlifować angielski i uczyć się niemieckiego.
Zaczęłam biegać i dbać o swoją dietę.
Wertowałam internety w poszukiwaniu nowych przepisów. Później je modyfikowałam pod nasze warunki.
A Krysię zapisaliśmy do żłobka - proszę uwierz mi, że to była trudna decyzja.
Oddać dziecko, które nigdy nie było z obcymi. Zna tylko nas, nie ma kontaktu z innymi dziećmi i w końcu nie zna języka. Teraz tej decyzji nie żałuję. Wtedy, byłam w ogromnym stresie i o krok od rezygnacji.
Ja, jak to ja, nie dawałam tego po sobie poznać.
Pomyślałam, znajdę pracę, wejdę między ludzi, będę niezależna finansowo, same plusy.
Ale
Krysia została przyjęta do żłobka tylko na 5 godzin dziennie. Znowu życie zweryfikowało plany.
Znacie powiedzenie?
Prawdziwych przyjaciół poznaje się wtedy,
gdy jest się szczęśliwym.
Jakie to było wtedy kurewsko prawdziwe.
Nagle to, że daje radę, jestem szczęśliwa, mogę wszystko zaczęło ludzi kłuć w oko.
Po części jest to wytłumaczeniem braku kontaktów z polakami.
Więc znowu się wycofałam. Na krótko.
Wtedy to była dla mnie odważna decyzja - obnażyć się - pisać do was, O N A S - założyć bloga.
Teraz jesteście częścią mojego życia, ale tak normalnie, bez żadnych pitu-pitu.
Wstawałam zaraz jak Łukasz wychodził do pracy czyli około 5 rano. Kładłam się spać późno, czasami o 1,2.
I znowu polka-demolka.
A ja perfekcyjna-choleryczka, wszystko musiałam mieć idealnie!
Tak się nie da!- i to też kolejna rzecz, której się nauczyłam, a raczej musiałam zaakceptować.
I kolejna szkoła życia.
Wiecie, człowiekowi, który pół życia, a właściwie to całe, musiał komuś coś udowadniać, trudno było zrozumieć, że nie jestem aż taka zajebista jak mnie się wydawało.Byłam przekonana, że zawojuję świat.
Wstrząsnę tą gruszą, aż spadną z niej śliwki.
A tu nic.
Krytyka, a co gorsze brak reakcji na mój,
w moim pojęciu zajebisty kontent.
w moim pojęciu zajebisty kontent.
Za wyrażanie własnego zdania.
Zarzucanie nieszczerości.
I powoli, bardzo wolno i cicho zaczęły spadać te śliwki.
I ten choleryk, to wewnętrzne ego musiało ustąpić miejsca pokorze.Teraz rozumiem, że ja kompletnie nie byłam do tego przygotowana. Jeżeli w ogóle można się na to było przygotować.
Jak bardzo zabrzmi to ckliwie, to nie ważne,
ale ogromnym wsparciem był Łukasz. Ja na jego miejscu sama bym siebie zostawiła.
Byłam tak pochłonięta tworzeniem
bloga, że reszta była dla mnie tapetą.
bloga, że reszta była dla mnie tapetą.
Nie zaniedbywałam żadnego aspektu życia domowego.
Obiad był. Pranie też. Dziecko przebrane.
Nie było mnie - człowieka!
W takim sensie, że każdą wolną chwilę spędzałam nad swoją wizją mojego miejsca w necie.
Łukasz wracał z pracy przechwycał obowiązki ojca, a ja zamykałam się w swoim cybernetycznym świecie. Znowu się zatraciłam
w udowadnianiu, że jestem fajna?!
w udowadnianiu, że jestem fajna?!
Okropnie się teraz czuję pisząc wam o tym, przypominając sobie ten czas.
I co?
I kolejny raz coś we mnie pękło!
Coś, co sprawiło, że przestałam gonić a zaczęłam być!
I mój blog też się wtedy zmienił.
I nie mam tu na myśli tego, że wcześniej byłam fałszywa i nie pokazywałam swojego świata, ale to, że w końcu chciałam wam go pokazać.
Przestałam się wstydzić sytuacji, w jakiej jestem.
Szparę między zębami i krzywy zgryz leczony od 5 lat, to, że pluję do mikrofonu, gubię myśli i mówię nie gramatycznie.
Mam koleżanki mamy żłobkowe, które bardzo ucieszyła fakt, że jeszcze tu zostajemy.
Chyba mnie lubią?
Chyba mnie lubią?
Nie boję się dzwonić, umawiać wizyt,
chodzić do urzędu i na spotkania.
Robię takie błędy językowe, że sama się z
siebie śmieję, ale wiesz co? Nie przejmuję się!
W życiu nie chodzi o perfekcję.
Robię takie błędy językowe, że sama się z
siebie śmieję, ale wiesz co? Nie przejmuję się!
W życiu nie chodzi o perfekcję.
Nawet mój mąż, rodzina, przyjaciółki są pod wrażeniem tego jak ogarniam!!
Ja też!!
I w końcu mam kontakt ze światem, z wami czytaczami.
A dzięki blogowi poznałam jedną z najwspanialszych osób w moim życiu,
którą śmiało mogę nazwać przyjacielem!
I w końcu mam kontakt ze światem, z wami czytaczami.
A dzięki blogowi poznałam jedną z najwspanialszych osób w moim życiu,
którą śmiało mogę nazwać przyjacielem!
Do wszystkiego można się przyzwyczaić,
ale zawsze będę to powtarzała, że
ale zawsze będę to powtarzała, że
"za granica" nie jest dla każdego!
Dużo czasu zajęło mi to, aby na nowo odnaleźć się w tej rzeczywistości.
A mam łatkę tej, co się nigdy nie poddaje
i pozytywnej osoby.
To tak, jak każdy z nas, mamy łatki, które często są dalekie od tego, co mamy w sercu.
Mam nadzieję, że ten tekst ci się podobał? Pisany od serca, od mamy dla mamy.
A jeśli się podobało, to podaj go dalej!
Dla przyjaciółki, znajomej.
Miłego dnia! Dbajcie o siebie!
Dla przyjaciółki, znajomej.
Miłego dnia! Dbajcie o siebie!
brawo za odwagę
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuje
UsuńCzaderski wózek, ten z pierwszego zdjęcia ��
OdpowiedzUsuń