Dzisiejszy wpis jest mocno osobisty
i bardzo mnie obnaża. Myślę, że nawet moja najbliższa rodzina o tym, co chcę, opowiedzieć nie ma pojęcia.
I nie robię tego dlatego, aby przykuć uwagę i was kokietować, ale po to, aby inne kobiety, przyszłe i obecne mamy uświadomić.
Chcę na własnym przykładzie pokazać, że droga do macierzyństwa, droga jaką musi przebyć rodzic nie zawsze jest bajkowa.
Photo by Marcelo Silva on Unsplash |
Nie musisz być rodzicu taki, jaki tego chce społeczeństwo i reklamy idealne.
Każde uczucie jest w porządku!
Moje plany rodzicielskie
Chciałam być twarda i harda.
Nie mnie miały rozczulać łzy, prośby, rzucanie się w sklepie w spazmach filipińskiej choroby „mamochcetoto”.
Miałam być jak Bazyliszek, jedno moje spojrzenie miało studzić zapał młodego zawodnika.
Zabawki pchi!
Czcze słowa.
Dziecko to ma się bawić kamieniami, patykami, wodą i piaskiem.
No to teraz opowiem, jak jest!
Przerósł mnie ogrom mojej wyobraźni i chyba przygniotło mnie to uczucie:
kupie, bo fajne, no takiego jeszcze nie ma
Do rzeczy
Od dawna, właściwie odkąd pamiętam, kryłam swoje uczucia i byłam w tym mistrzem.
Ludzie często mówili do mnie, że oni to w sumie nie wiedzą, czy ja mówię prawdę, czy żartuje.
I w jakiś sposób mi to odpowiadało.
Z czasem jednak przekonywałam się, że trudniej mi było (i dalej jest) pozbyć się tej powłoki klauna, zawadiaki i zadziora.
Chciałam być traktowana poważnie jak specjalista, ktoś godny zaufania, autorytet, kobieta szanowana.
Niestety do dziś za to obrywam, za to, że jestem tą od „śmiania się”, kawałów i robienia głupich rzeczy.
Ten blog miał być moją terapią. Miał udowodnić ludziom moją wartość, ale o tym opowiem kiedy indziej.
Trza być twardym, a nie "mientkim"!?
Tak naprawdę to była moja powłoka, maska, którą przybierałam po to, by się nie zdradzić, nie odsłonić, nie dać się zranić.
Udawałam, że mnie “ludzkie” uczucia omijają. Nie lubiłam mówić publicznie mąż, córeczka, kocham, tęsknie.
Ja całe życie pragnęłam mieć rodzinę.
Nie miliony, nie urodę - rodzinę - męża
i dzieci.
Wstyd mi było przyznać, że to moje jedyne marzenie. Bałam się przynać, że chcę tak mało od życia, okłamywałam samą siebie.
Ciągle robiłam sobie żarty z brzuszka,
z dziecka.
Nie byłam świadoma, co mnie czeka
- wiecie taki lightmum.
Dla mnie ciąża było wyzwoleniem się z ciężkiej pracy. Była jak wieczne wakacje. Niekończący się urlop.
Nie była to misja-mama!
Byłam tak pewna tego, że nic mi się nie może stać. ”To tylko ciąża”!
Photo by Suhyeon Choi on Unsplash |
Aż tu nagle zostałam mamą.
Zostałam mamą i chciałam nią być, ale nie umiałam. Czekałam na „te” uczucia, które powinna mieć każda mama już w ciąży.
Chciałam je nawet wyzwolić na siłę!
No bo jak to możliwe, że ja pierwszy raz widzę swoje dziecko na oczy i nic!
Zero wzruszenia, tylko ulga, że już nie boli.
Przecież to nie jest normalne?!!!!
Co ze mnie za matka???
Nie bez powodu użyłam słowa obnażyć.
Dla mnie to było jak ten sen - stoisz goły przed całą szkołą, bo zapomniałeś się ubrać i wszyscy się śmieją i wytykają palcami.
Pierwszy raz, kiedy powiedziałam do mojego dziecka, że ją kocham, był to moment, gdy po którejś obserwacji na sali adaptacji noworodków, chyba to był 4 dzień po porodzie, przywiozłam Krysię na salę i zobaczyłam jej rączki.
Były pokute od pobierania krwi.
Photo by Kelly Sikkema on Unsplash |
Było mi jej szkoda, byłam zła, że ktoś jej zrobił krzywdę.
Byłam wkurwiona, dlaczego nam się to przydarzyło, przecież ona jest taka malutka!!!
Coś wtedy we mnie pękło!
Na każdej kuli wyryte było inne uczucie, które dosłownie uderzyły mnie w łeb!
I nagle przestałam być tą Agnieszką - rudą śmieszką, teraz chciałam być super mamą, która walczy o SWOJE dziecko!
I co się stało?
Zalała mnie fala łez. Zaczęłam przytulać Krysię i płakać i przytulać i powtarzać, że ją przepraszam i kocham ponad życie - po raz pierwszy!
I wtedy moje wyobrażenie na temat tego, jaką chcę być mamą, miało jeden cel - dać jej miłość i wsparcie, jakiego potrzebuje.
Zrozumiałam, że ja nie będę jej tresować i popychać, tak jak to miałam w zwyczaju ludziom opowiadać, przechwalając się sposobami na tresurę.
Fasada, skała rypła jak mur berliński w momencie, gdy wzięłam je rączki i zobaczyłam, jak ona bardzo jest zależna ode mnie. Jak bardzo jej życie jest kruche.
Jak bardzo ją kocham!
Co jeszcze wtedy zrozumiałam?
A no to, że ja będę tą mamą, która zawsze skoczy w kałuże, pomaluje twarz flamastrami, zrobi sobie dziwną fryzurę, zrobi głupią minę, bo to żebyś się uśmiechnęła Krysiu. Aby twoja buzia była rozpromieniona.
Photo by Simon Rae on Unsplash |
Zrozumiałm też to, że to jest normalne, że mam prawo do tego aby nauczyć się kochać!
Ja nie jestem dziwna! Jestem normalna!
W tym czasie wydarzyło się coś jeszcze!
Przewidywałam każdy mój ruch, krok i wyjścia na małe zakupy.
Analizowałam, ba, ja tworzyłam w głowie algorytmy rozwiązań, aby zapobiec jakiemukolwiek nieszczęściu, łzom, płaczu, uczuciu głodu Krysi.
Co by było, gdybym się przewróciła, a wózek z Krysią stoczyłby się z góry?
Dlatego na spacerach mocno trzymałam za rączkę wózka i nie pozwalałam nikomu innemu go prowadzić!
Co by było, gdybym ją upuściła?
Matko Boska most - woda - co jak spadnie?!
To był lęk paraliżujący, niekiedy miałam takie obawy, że w ogóle nie chciałam wychodzić z domu.
Na szczęście w większości przypadków te uczucia rozpracowywałam w głowie racjonalnie.
Każdy płacz tłumiłam natychmiastową reakcją, rzucając wszystko wokół mnie. Ona była najważniejsza.
Nie dopuszczałam do tego, aby płakała zbyt długo, nudziła się za bardzo albo zwyczajnie byłaby beze mnie.
Życie zweryfikowało sytuacje.
Pierwsze antybiotyki, gdy miała 6 miesięcy - okropny czas choroby. Krzyk, który był wołaniem o pomoc.
Nieprzespane noce dawały w dupę jak mało co. A ja czasami wyczerpana na skraju histerii i obłędu. Byłam sama, mąż był za granicą.
Zrozumiałam też, że nie zawsze będę mogła przy niej być i chronić za wszelką cenę.
Kiedyś nadejdzie ten dzień, że powie:
- mamo nie wchodź, przebieram się!
- Idę do koleżanki na noc!
- mamo nie wnikaj!
Nie mogę się od niej uzależnić! Nie mogę jej osaczać moim lękiem - tłumaczyłam sobie w głowie!
Czasami muszę złożyć parasol ochronny.
Photo by Xavier Mouton Photographie on Unsplash |
I jestem super mamą, bo mam czas dla siebie!
Jestem super mamą, bo:
- czasami udaje, że nie widzę a czasami na odwrót!
- czasami daję za dużo a czasami w sam raz!
Bycie rodzicem to mieszanka wybuchowa
i jeśli to czytasz i myślisz, że przesadzam, to może masz racje, ale nie zmieni to faktu, iż jest to prawda.
I ja wiem, że błędy nas budują, umacniają, ale ja bym chętnie wtedy, ta młoda niedoświadczona i nieświadoma mama chciała spotkać na swojej drodze tą dzisiejszą mnie.
Powiedziałabym sobie:
- Jesteś najlepszą mamą/tatą na świecie!
- Dajesz z siebie wszystko!
- Robisz wszystko dobrze!
- Robisz to najlepiej jak potrafisz!
- Jesteś super!
- Odpocznij, zejdź z baszty, nie trzeba czuwać ciągle, bo i tak nie przefiltrujesz wszystkich aspektów życia.
- Dajesz radę! Tak trzymaj!
- Każdy rodzic tak ma!
- Daje mojemu dziecko to co najlepsze.
Każdy rodzic ma swoją misję do wykonania i chce jej sprostać jak najlepiej!
Każdy rodzic popełnia błędy i każdy z nas się boi wyrządzić dziecku krzywdę w świecie ciągłego perfekcjonizmu, idealnych ludzi.
W świecie, który wytyka błędy, bród za paznokciami, czekoladę przed posiłkiem, białe pieczywo i parówki z keczupem, plastikowe zabawki, bajki z neta.
W świecie, w którym rodzic rodzicowi wytyka to, że śmie mieć czas dla siebie
i nie poświeca się w całości dziecku.
Powiem wam jedno - jebać!
Ty znasz swoje dziecko najlepiej!
Photo by J W on Unsplash |
To może znaczyć bardzo dużo lub zupełnie nic!
Teraz jestem gotowa na swoje rodzicielskie błędy, wybaczam je sobie.
Teraz wiem, że te moje uczucia a raczej ich brak był normalny!
Teraz nie zadręczam się tym, że nie umiałam kochać, nie umiałam karmić piersią, nie rodziłam naturalnie, nie miałam sił.
Mamo, nie jesteś gorsza przez to, że czegoś nie umiesz, czy nie wiesz, nie czujesz!
Nasze dzieci nie będą ani gorsze ani lepsze przez to, nasze dzieci chcą być kochane i szanowane!
I tak, teraz jestem silniejsza, chociaż czasami jestem "mientka" jak meduza, to wiem, że mogę popełniać błędy i wiem,
że je mogę naprawić.
Mam więcej luzu.
Rodzicu, wybaczaj, daj sobie wolność i przestrzeń a twoje dzieci kiedyś ci za to podziękują!
Komentarze
Prześlij komentarz