Mam takie miejsce na ziemi, w którym czas płynie bardzo powoli. Mam wrażenie, że się zatrzymuje, by odpocząć i nacieszyć się naturą.
|  | 
| foto by Klaudia Janczak | 
Znam takie miejsce, gdzie sąsiad jest jak brat, domy nie są zamykane na noc, bo nie ma takiej potrzeby.
Płoty nie są stawiane po to, aby się odgrodzić i odizolować, po prostu ich nie ma.
Mam takie miejsce, gdzie nocą gwiazdy są na wyciągnięcie ręki, a dźwięk strumyka towarzyszy ci, gdy się rodzisz, rośniesz, poznajesz pierwszą miłość, budujesz dom, sadzisz drzewa, wychowujesz dzieci.
|  | 
| foto by Klaudia Janczak | 
Znam takie miejsce, gdzie przysłowie „Gość w dom, Bóg w dom” ma sens. Każdy wita cię uśmiechem, zagaja rozmową, zaprasza do siebie, nikt nie przejdzie obojętnie.
I możesz przyjść do każdego na "kawo" bez zapowiedzi.
Znam takie miejsce na ziemi gdzie, codziennością są śpiewy i tańce! A humor i „lanie dupy” jest wszechobecne. Tam dane słowo znaczy więcej niż pieniądze. Tam rodzina to skarb najcenniejszy.
Znam miejsce gdzie, możesz bez obaw oddychać pełną piersią, a zimne poranne powietrze niweluje kaca.
|  | 
| foto by Klaudia Janczak | 
Dzisiaj chcę się podzielić z wami tą cząstką świata, mojego świata, pachnącego lasem i babcinym ciastem ze śliwkami.
Beskid Sądecki moja kraina szczęścia.
Gdy jadę w rodzinne strony mojej mamy Marii, zwanej Martą,- a to też ciekawa historia, zamieniam się, jak to mój mąż zwykł mówić:- Tam to jesteś całkiem inna, bardziej nieobliczalna!
Bo jestem wśród swoich bejorów!!

bejor – (rzeczownik męskoosobowy) człowiek nierozsądny, bejdok, berys (M. Kurzeja, Słownik gwary górali łąckich).

Gdy zza szyby samochodu widze te moje "górecki" kochane, zawsze się wzruszam. Kocham to miejsce, kocham siebie tam.
Czuje się jak w domu, choć nigdy nie było mi dane tu zamieszkać.
Dlaczego to miejsce jest takie szczególne?
Kliny — brzmi jak kraina geograficzna, prawda? A tak "po prowdzie" to lokalna nazwa miejsca, gdzie mieszkają moi dziadkowie. Nazwa ta wzięła się po prostu od położenia w klinie, pomiędzy potokiem, lasem a górami.
Każde wakacje i ferie spędzaliśmy tam z rodziną. Tak, to ja mogłam się pochwalić tym, że mam dziadków w górach.
Aby przyjechać do Klinów musicie, wjechać pod bardzo stromą górę, która dopiero od około 14 lat wyłożona jest kostką. Wcześniej była to wąska dróżka, ścieżka gliniasta, która podczas deszczu zamieniała się w rwącą Amazonkę, w ślizgawkę. Kiedyś obiecałam babci, że jak zarobię pierwszy milion, to jej tam zrobię schody ruchome.
Dom moich dziadków jest położony w Barcicach, ale już sąsiedzi zza górki mają pierwszy dom w Rytrze, no Kliny jak nic!
|  | 
| foto by Klaudia Janczak | 
Głusza, cisza, spokój i szmer liści po których przebiega wiatr. Z jednej strony potok i las a z drugiej górecki.
Najbliższy sklepy, kościół i szkoła oddalone są o jakieś 4 km i kiedyś chodziło się tylko piechotą.
Oj co to były za wyprawy, czysta przyjemność.
Moje dzieciństwo głównie skupiało się na pieszych wycieczkach, robieniu tam z kamieni w
potoku i zbieraniu grzybów. Czasami wraz z kuzynką (Dorotko pozdrawiam serdecznie) miałyśmy bazę w lesie, to był nasz azyl.
Rozumiecie? Kilkuletnie dzieci, dziewczynki bawiły się w środku lasu, teraz to nie do pomyślenia.
A grzybów nigdy nie brakowało!! Czasami ściągało się swetry i koszule, związywało się rękawy, aby zrobić swego rodzaju torbę na zbiory.
Gołąbki!! To mój smak dzieciństwa, grzyby o niepowtarzalnym smaku i aromacie. Piekło się ot tak na blasze, soliło i czekało aż zmiękną.
Babcia zawsze starannie, i w tajemnicy przed nami, co by nie urazić dumy zbieracza, sprawdzała, czy wszystkie grzyby da się zjeść.
Ach babcia Zosia, dziadzio Wojtuś czy to nie brzmi jak idealna para dziaduszków?
Zawsze wstawali skoro świt i przyrządzali nam śniadanie. Koniecznie świeżo zaparzoną herbatkę.
I wiecie co jeszcze?
Placki smażone na blasze z masłem i dżemem.
Ślinka mi leci na samo wspomnienie.
Babcia gotuje takie pyszne zupy, że nie przebije jej nigdy nikt!!!
Raz nawet przywieziono mi specjalną przesyłkę do Tarnobrzega z Barcic — słoik babcinej zupy!!
Jak teraz to czytam, to wydaje się to nierealne, a jednak.
Często pomagaliśmy w polu przy stawianiu kopek, składaniu siana, deptaniu słomy. Ja do tej pory wiem jak ukręcić powrózek z żyta.
|  | 
| foto by Klaudia Janczak | 
Dla nas to była niesamowita frajda.
Wakacje u dziadków.
Czasami w wakacje w jednym domu było nas całe stado - 25 osób!
Spaliśmy w stodole, na świeżym sianie, dopiero co zebranym przed południem z pola. I snuliśmy straszne opowieści o duchach, czarach i urokach.
Na koniec młacki zawsze było wielkie świętowanie i skoki przez ognisko. Ach ten zapach ogniska, tutaj zdecydowanie gril ustępuje miejsca kiełbasie z kija.
Uwielbiałam huśtawkę, którą zrobił nam dziadek. Na gałęzi od jabłoni, na łańcuchu z deską…
Urządzaliśmy konkursy kto dalej z niej "skocy".
Czy to było niebezpieczne?
A no, było, ale kto wtedy się tym "przejmowoł".
A zimą, a zimą to zawsze do zadań dziadka należało wypchanie nam worków po saletrze
(miały najlepszą nośność) sianem.
I na pełnej "szpuli" zjeżdżało się na oślep, czasami udało się wycyrklować, ale przeważnie...
Kocham mówić gwarą.
- Dziopa, chodok - dziewczyna, chłopak.
- kociuba - pogrzebacz.
- skukurkony - o rozwichrzonym włosie!
- kruca fuks - cholera jasna!
- baciarka - imprezka!
- mimry z mamrami - rodzaj porzywienia byle co z byle czym.
Tu pozdrawiam mojego wujka Adasia, który miał kiedyś przygodę związaną z mimrami, oczywiście brałam w niej czynny udział. Adasiu, pozdrawiam.
- Mamuny - baby, którymi sie straszyło niegrzeczne dzieci.
- ady ci godom przeca! - ale ci przecierz mówię!
- bety - ciuchy.
- blasok - sklep.
- Bryjów - Stary Sącz
- buceć - płakać.
- filcoki - gumiaki, kalosze.
- hawok - tu, tutaj.
Około kilometra od domu dziadków, znajduje się źródełko nazwane jojconka, nazwane jest tak ze względu na zapach jaki ma - jajek.
Natomiast woda jest mineralna, lecznicza. Wypływa spod skał i każdy może jej skosztować, każdy, kto wie, gdzie jest.
Podobno leczy chorobę dnia następnego — nawet nie podobno, a na pewno, z dobrym skutkiem, testowałam nie raz.
Smucisz się krótko a weselisz się długo. Jest czas na zadumę i na zabawę, a wszystko uzależnione jest od natury i pór roku, jak w Chłopach Reymonta.
I tacy są górole: mają twarde dupy i miętkie serca.
Hej!!!
To jest jedyne miejsce na ziemi, gdzie w pełni czuje się sobą i mogę odpocząć, nie przejmując się niczym i nikim.
Tam mam moje kochane
cioteczki i stryków, z którymi rozmowy trwają do rana.
A na hasło robimy spęd i idziemy do Karcmy, wszyscy bez wyjątku, młody cy stary, kulawy cy cały,
"cało bando" ruszamy.
Tradycyjne stawianie wiuchy jest wydarzeniem niewątpliwie scalającym wieś.
Dzień, a dokładniej w wieczór poprzedzający imieniny danej osoby, stawia się tzw.
W I U C H Ę.
W tajemnicy, po cichutku zbiera się rodzina i sąsiedzi, aby spotkać się na skraju lasu w celu zdobycia drzewka.
Nie ważne czy jest to iglaste, czy liściaste, ma być cienkie i długie. Gałązki się obcina, zostawiając jedynie "wierchołek", następnie drzewko się przystraja wstążkami, balonami, pociętymi reklamówkami i stawia na podwórku solenizanta.
No solenizant nie ma wyjścia i w końcu dowiaduje się o niespodziance, wiadomo, rozpoczyna się świętowanie do rana.
A górecki kochane, polany Kanarkówka, Połomskie, gdzie spędzaliśmy całe dnie, wdrapując się na cześnie (coś pomiędzy czereśnia a wiśnią słodkie czarne owoce) czy orzechy laskowe, obserwując stada "łowiecek".
Wiecie, że po dziś dzień przy jednej z polan bije źródełko z tak krystalicznie czystą i zimna wodą, że aż nie do wiary. A mech wokół źródełka możecie wycisnąć jak gąbkę.
I pełno jest takich miejsc do zadumy, dzikich i nie "zaciaraszonych". Bo "ciarach" to po "nasomu" turysta!
Prehyba, Radziejowo to głównie niezapomniane widoki na Trzy Korony, Tatry, ale i towarzystwo cudownych osób, z którymi miało się przyjemność odkrywać te dziewicze leśne tereny.

Przenoszę się teraz tam myślami
i sercem.
I jestem z Wami...
Mam nadzieje, że ten świat nie zmieni się tak szybko, aby moja córka mogła zrobić jeszcze bazę w lesie, skręcić powrózek, przejść się na wiatrak i bunkier, skosztować wody ze strumienia…
I nigdy nie zapomnę tych przygód, tańców pod paśnikiem, gry w piłke na Salagierce, ucieczki przed dzikiem - którego udawał skutecznie mój tato, rozmów do rana, i wyjść na piwo do - sami wecie kogo!
I zawsze będę pielęgnować tę dzikość i szaleństwo w moim sercu.
 
W tajemnicy, po cichutku zbiera się rodzina i sąsiedzi, aby spotkać się na skraju lasu w celu zdobycia drzewka.
Nie ważne czy jest to iglaste, czy liściaste, ma być cienkie i długie. Gałązki się obcina, zostawiając jedynie "wierchołek", następnie drzewko się przystraja wstążkami, balonami, pociętymi reklamówkami i stawia na podwórku solenizanta.
No solenizant nie ma wyjścia i w końcu dowiaduje się o niespodziance, wiadomo, rozpoczyna się świętowanie do rana.
A górecki kochane, polany Kanarkówka, Połomskie, gdzie spędzaliśmy całe dnie, wdrapując się na cześnie (coś pomiędzy czereśnia a wiśnią słodkie czarne owoce) czy orzechy laskowe, obserwując stada "łowiecek".
Wiecie, że po dziś dzień przy jednej z polan bije źródełko z tak krystalicznie czystą i zimna wodą, że aż nie do wiary. A mech wokół źródełka możecie wycisnąć jak gąbkę.
I pełno jest takich miejsc do zadumy, dzikich i nie "zaciaraszonych". Bo "ciarach" to po "nasomu" turysta!
Prehyba, Radziejowo to głównie niezapomniane widoki na Trzy Korony, Tatry, ale i towarzystwo cudownych osób, z którymi miało się przyjemność odkrywać te dziewicze leśne tereny.
Przenoszę się teraz tam myślami
i sercem.
I jestem z Wami...
Mam nadzieje, że ten świat nie zmieni się tak szybko, aby moja córka mogła zrobić jeszcze bazę w lesie, skręcić powrózek, przejść się na wiatrak i bunkier, skosztować wody ze strumienia…
I nigdy nie zapomnę tych przygód, tańców pod paśnikiem, gry w piłke na Salagierce, ucieczki przed dzikiem - którego udawał skutecznie mój tato, rozmów do rana, i wyjść na piwo do - sami wecie kogo!
I zawsze będę pielęgnować tę dzikość i szaleństwo w moim sercu.





Komentarze
Prześlij komentarz