Przejdź do głównej zawartości

Adaptacja w żłobku - jak to wygląda u nas?

Postanowiłam podzielić się z Wami podsumowaniem 9 dni adaptacji Krystyny w żłobku.



Powiem tak: jest super!!!!!

Wychowawcy w naszym żłobku pracują na podstawie Berlińskiego Programu Edukacyjnego. Stosowanie się do tego programu jest w żłobkach obowiązkowe. Celem programu jest towarzyszenie dziecku w realizacji jego indywidualnych potrzeb oraz w jego rozwoju.





Między innymi polega to na tym, że bardzo indywidualnie podchodzi się do rozwoju i wspierania dziecka, szczególnie w tych pierwszych dniach. Wychowawcy są otwarci na wsparcie i sugestie rodziców, ale i na krytykę.

Jeśli już teraz się zastanawiacie, czy jest to możliwe? To wam odpowiem, że tak!! Jest to możliwe!
Każdy dzień adaptacji mamy rozpisany w dokumentach, które dostaliśmy w momencie przyjęcia Krysi do żłobka.

Dwa miesiące wcześniej mieliśmy spotkanie zapoznawcze. Więc już wtedy wiedziałam gdzie, co i jak jest?





W Krysi żłobku jest 15 dzieci i 4 opiekunów - wychowawców. Dzieci od 16 mcy - do ponad 3 lat.
6 dzieci przechodzi adaptację.

Przez te 9 dni chodziliśmy tylko na 1,5 h - pomyślisz krótko?

Start wtorek- czwartek godzina
 10:00 - 11:30. 
Od piątku do piątku start
 8:00 - 9:30.



Żłobek znajduje się na pierwszym piętrze budynku należącego do rady miasta. I już na korytarzu spotykamy własnoręcznie wykonane przez wychowawców tablice Montessori.



Sala
Znajduję się tam szatnia, dwie łazienki, przebieralnik i pralnia - tak jest pralka i suszarka. 
Sala, nazwę ją zabaw, jest duża i przestronna, bardzo jasna. Każdy kant, parapet jest zabezpieczony gąbką przed wypadkiem.
Basen z kulkami, zjeżdżalnia, huśtawka - hamak - to elementy wyposażenia sali. W sali znajduję się też jadalnia z kuchnią oraz sypialnia.

Każda zabawka, klocki, lalki, puzzle mają swoje miejsce i porządek jest tam przestrzegany. Do tego każde pudełko ma zdjęcie, z tym co znajduje się w środku.

Zabawki są przemyślane i zadbane i nie ma ich dużo. Nie ma chaosu - na szczęście. Natomiast dużo jest zabawek, wykonanych własnoręcznie - sensoryczne.

Jak wyglądały pierwsze dni?

Moja rola polegała na obserwacji Krysi. Miałam siedzieć sobie na sali, razem ze wszystkimi, na super wygodnie kanapie. Jedynie obserwowałam, to jak Krysia sie bawi i zachowuje.

W każdej chwili Krysia mogła do mnie podejść i się przytulić czy pobawić. Ale nie biegałam z nią po sali i nie namawiałam do niczego na siłę.

Wychowawcy też nie sugerowali jej nic, jedynie płynna obserwacja jej zachowania i reakcji na dzieci i otoczenie. Swobodna zabawa.

Krysia miała czas na to, aby poznać salę, dzieci, zwyczaje i rozmieszczenie poszczególnych rzeczy.

Jeśli się przewróciła, w pierwszym momencie reagowali wychowawcy, chyba, że chciała do mnie sie przytulić, to wiadomo.

Pierwsze trzy dni minęły bardzo spokojnie. Oczywiście Krysia nie mogła zrozumieć, dlaczego dzieci chcą się z nią bawić. I każda interakcja dzieci w stosunku do niej, dobra czy zła kończyła się darciem japy.

Wtedy przybiegła do mnie z tekstem:
- mamo, czego one mi zabierają zabawki, powiedz im coś!

Tłumaczenia i ciągłe tłumaczenia, dopóki nauczyła się rozpoznawać, że nie każde dziecko to diabeł, który chce ją zniszczyć.

Druga sprawa, jakiej nie mogła zrozumieć na początku, ale teraz nawet nie reaguje to to, że jest głośno i ktoś może płakać!

Natomiast każdą taką złą "akcję" panie od razu hamowały, prosząc o cierpliwość dla Krysi. Miała pierwszeństwo i fory w zabawach itp.

Pierwsze trzy dni obserwacja tego, jak:
- się zachowuje Krysia w stosunku do mnie.
- Co ją uspokaja i w jaki sposób się uspokaja?
- zachowuje się Krysia w stosunku do nich, do tej przestrzeni i też do dzieci.
- traktuje zabawki? Które zabawki lubi bardziej które mniej?
- Co ją interesuje?
- Jak bardzo może ryzykować?
- Co ją stresuje i czego się boi.

W tym czasie panie sugerowały mi, abym śmiało wychodziła do toalety czy skorzystać z telefonu (ważne na sali z dziećmi jest zakaz używania telefonów), aby obserwować jak reaguje na to, że wyjdę na te 3 minuty.

Każde moje wyjście było poprzedzone rozmową z Krysią. Zapewnieniem jej, że wrócę-zawsze.

Przed końcem adaptacji każdego dnia podchodziła do mnie pani, która robiła krótkie podsumowanie ich obserwacji, wniosków. Zawsze pytała, czy mam jakieś pytania i rozmawiałyśmy o tym, co będziemy robić jutro.

Kolejny tydzień chodziliśmy na 8:00, aby sprawdzić jak się zachowują dzieci przy śniadaniu.

Krysia coraz śmielej angażowała się w życie grupy. Chętniej wychodziła z domu, cieszyła się na wieść o tym, że idziemy do żłobka.

Brotzeit-śniadanie chlebowe.

Punkt 8:00 wchodziliśmy na salę. Każde dziecko zostaje przywitane przez panie szerokim uśmiechem. Pani pyta jak minęła dziecku noc i czy wszystko ok.
Przed śniadaniem, czyli około 8:30 panie zaczynają śpiewać piosenkę o tym, że czas już sprzątać zabawki, bo zaraz zasiądziemy do śniadania. Dzieci sprzątały, wszystkie bez wyjątku.

Ale zanim śniadanie to jeszcze jest krótkie spotkanie na okrągłym dywanie. Wszyscy siadamy w kole. Opowiadamy, jaka jest pogoda, jak się czujemy. Są śpiewy i tańce i rymowańce. Jedno z dzieci zaczyna liczyć, ile jest dzisiaj biesiadników przy stole i siadamy do stołu.

Siadamy-ja też jadłam z Krysia, ba nawet kawę miałam.

Śniadanie

Przy stole składamy sobie wszyscy smacznego, dzieciom zakłada się śliniaczki.

Każde dziecko wie, co ma robić. Panie nie muszą nikogo namawiać i prosić. Każdy maluch siada przy stole na swoim wyznaczonym miejscu-każde krzesełko ma zdjęcie dziecka.

Rozdają każdemu dziecku sztućce i talerz i częstują. Każde dziecko samo wybiera sobie co chce zjeść. Nakłada sobie małe porcje, by ewentualnie mogło sobie później dołożyć.

Do picia jest tylko woda. Kubki stoją w specjalnym miejscu i tam zostają odkładane.

Każde dziecko je samo!! Jeśli poprosi o pomoc, to rzecz jasna jest mu ona udzielana. Maluchy nie grymaszą, jedzą w spokoju.

Po skończonym posiłku każde dziecko czeka, aż podjedzie do niego pani aby, wytrzeć mu buzię i rączki i wtedy może odejść od stołu.

Pierwsza separacja

W piątek był pierwszy dzień separacji na 15 minut. Miałam swój osobny pokój z jeszcze wygodniejszą kanapą i oczywiście kawkę - ja się tam czuję jak w kawiarni.

Oczywiście pożegnałam się z Krysia i ją zapewniłam, że wrócę i jak wrócę, to wtedy wracamy do domu. Tak jak zaleciła pani Sabina.

Po około 5 minutach przyszła Sabina, aby mnie uspokoić, że Krysia bawi się świetnie. I na dowód pokazała zdjęcia z sali.

Super sprawa, prawda??!

W kolejnych dniach mój czas separacji się wydłużał,  w piątek było to już 1,5 godz.

Cały ten czas czekałam wraz z innymi rodzicami w sali obok - nie uwierzycie, przy kawie i pogaduchach.

A Krysia i pozostałe dzieci radzą sobie super. Jest ich 6 i ani razu nie zdarzyło się, żeby któreś tonęło w rozpaczy za rodzicem. Albo, żeby rodzic musiał nagle interweniować.

Co mi się podoba?

Rytuały - każde z dzieci wie co się będzie działo, bo jest plan dnia.

Emocje i empatia - fajne jest to, że doceniane są zachowania i wszelkie przejawy empatii wśród dzieci. Dzieci się przytulają do siebie nawzajem i do pań. Pocieszają się wzajemnie i ocierają sobie łzy. Pilnują się nawzajem, czuwają nad sobą, tworzą zgraną grupę.

Reagowanie na złe i dobre sytuacje - nie ma kar i to mi się bardzo podoba, bo kary są do dupy. Konflikty są wyjaśniane od razu. Każde dziecko biorące udział w złym zdarzeniu jest pytane: co się stało? Jest wysłuchane. Z dzieckiem, które zawiniło przeprowadzana jest rozmowa o konsekwencjach jego zachowania. Dzieci się przepraszają. Doceniane i zauważane są te dobre zachowania i postępy dziecka. Dzieci są często przytulane i brane na ręce - kontakt z dziećmi panie mają niesamowity.

Można chodzić na bosaka - tego nie będę tłumaczyć. Dla mnie to super sprawa.

Zabawki z domu - Jeśli dziecko ma potrzebę, aby w tym dniu przyjść do żłobka z ulubioną zabawką, to ma takie prawo. Nawet aby się pochwalić prezentem na urodziny. Zabawki są pilnowane i dzieci je szanują i ich nie ruszają.

Posiłki - zdrowe, pochodzące ze sprawdzonych źródeł z okolicznych gospodarstw.

Spacery - nie ważne, jaka pogoda dzieci wychodzą na spacer - wiadomo burza z piorunami siarczystym i łognistymi odpada.

Ja wiem, że niektórzy z was mogą sobie pomyśleć, że to są mity, i że to takie cackanie się z dzieckiem.

Że praca i pieniądze i trzeba dziecko rzucić na głęboką wodę, bo się nie nauczy. Dziecko musi mieć styczność ze stresem.
Dziecko nie może myśleć «jak dorosły», ale może dziecięco zastanawiać się nad poważnymi zagadnieniami dorosłych; brak wiedzy i doświadczenia zmusza je, by inaczej myślało.
Janusz Korczak

Dla mnie

To nie jest wymyślanie, micyja, cackanie się z dzieckiem albo jego bezstresowe wychowanie!

Jeśli ktoś jeszcze raz użyję tego określenia w mojej obecności, to ja wtedy pokaże jak wygląda bezstresowe wychowanie od środka.

Zacytuje Janusza Korczaka, co by pokazać, że w życiu każdego z nas, również dziecka jest miejsce na złe emocje, bo są one potrzebne!

W teorii wychowania zapominamy, że winniśmy uczyć dziecko nie tylko cenić prawdę, ale i rozpoznawać kłamstwo, nie tylko kochać, ale i nienawidzić, nie tylko szanować, ale i pogardzać, nie tylko godzić się, ale i oburzać, nie tylko ulegać, ale i buntować się.
Janusz Korczak

Dla mnie, to pokazanie dziecku szacunku, zagwarantowanie mu pewności siebie i poczucia bezpieczeństwa. Pokazanie dziecku, że jest to dla nas ważne jego pierwsze dni socjalizacji. Szczególny moment dla rodziny.

To ogromny stres dla dziecka - wyjście z jego strefy komfortu, zostawienie mamozy za sobą.
Dopasowanie się do jakże innej i nowej sytuacji.


Krysia nie zna języka, jest w nowym miejscu na innych zasadach niż dotąd, wśród obcych sobie ludzi. 
I to chyba jest już dość stresyjące, prawda? A pomimo to, daje sobie świetnie radę. To chyba o czymś świadczy. 

Tutaj nie ma miejsca czy chcesz i musisz wrócić do pracy. Dzieci są ważne i traktuje się je poważnie, dlatego adaptacja wygląda tak, że wszyscy rodzice angażują się w życie żłobkowe i koniec.

Możecie wybrać sobie godziny adaptacji na samym początku, jeśli to naprawdę koliduje z życiem codziennym.

Zrobiono badania, które wykazały, że dzieci idące tym sposobem adaptacji mają o wiele łatwiejszy start w przedszkolu czy szkole od dzieci, które takiej możliwości nie miały.

W pierwszy dzień przyszła przywitać się z nami i zamienić parę słów pani dyrektor, przesympatyczna osoba. I to też było ważne, podkreślenie ważnej chwili również dla niej.

Jestem spokojna

Nie będę płakała przy rozstaniu na cały dzień, bo wiem, czego mogę się spodziewać, jak się Krysia zachowuje, jak się zachowują pozostałe dzieci i wychowawcy. Wiem, jak wygląda sala zabaw, jakie są zabawki, co dzieci jedzą i jakie mają rytuały.

Jestem spokojniejsza, bo wiem, że Krysia miała czas na to, aby się oswoić z nowym etapem w jej życiu.

Nie będę miała poczucia winy, że zostawiam dziecko z obcymi. Nie mam poczucia winy, że ją posyłam do żłobka.


Im krócej trzymasz dziecko, tym dalej zajdzie.
Andrzej Majewski

Krysia raczej obcych się nie boi i sama garnie się do kontaktu. Natomiast zawsze jestem wtedy przy niej ja lub my. Dlatego odpieram zarzut, jakoby Krysia miała łatwiej z adaptacją z uwagi na jej odwagę i otwartość. Oczywiście jej cechy osobowościowe bardzo to ułatwiają.


Pozostała piątka dzieci sobie radzi równie dobrze! Nie ma histerii, płaczu za mamą czy tatą. 

Czy nie warto byłoby wprowadzić taki system, szerzej w innych krajach?

Czy to tak wiele, aby postarać się, aby dziecko miało zapewniony komfort psychiczny?

Czy nie warto poświecić czasu na to, aby rodzic nie bał się o dziecko, podczas gdy jest w pracy?

Znacie mnie, ja nie jestem osobą, która zbytnio rozpieszcza Krysie. Nie cackam sie i jak jest coś coś źle to mówię o tym wszem i wobec. I według mnie bezstresowe wychowanie nie istnieje. Nie da się żyć bez stresu! Więc według mnie to jest średniowieczne podejście za drzwi i papa

Wyobraź sobie siebie 30-latka, idziesz do nowej pracy i rzucają Cię na głęboką wodę. Nie znasz miejsca, ludzi, przełożonych. Nie wiesz co gdzie, jak i z kim załatwić.
Nie znasz zasad panujących w firmie i już w pierwszy dzień masz tyle stresu, że te kolejne nie są przyjemne i masz ochotę uciec. A co w momencie, gdy do tego wszystkiego dołożę brak znajomości języka?

Ale może ja mam za dużo empatii? Wcale nie!! Empatii trzeba się uczyć i powinna być obowiązkowym przedmiotem w szkołach!

I nie chciałam bym być na miejscu rodzica, który musi przeżywać rozłąkę z dzieckiem. Absolutnie nie chciałabym aby moje dziecko musiało być traktowane w ten sposób. 

Niestety musi zajść ogromna zmiana w systemie edukacji, a rządzący muszą zrozumieć, że to nie ich dupa na krześle jest ważna, tylko społeczeństwo i dzieci. I w nie warto inwestować, zawsze.
Wszystkiego, co naprawdę warto wiedzieć nauczyłem się w przedszkolu

Robert Fulghum

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kleszcze fakty i mity

Na temat kleszczy powstało tyle mitów, że rynce opadają.  Dziś rozprawię się z nimi. Jak się zachowuje kleszcz? Czy rzeczywiście jest tak groźny, jak go malują?  Czy da się go oszukać?  Jak nie dać się ukąsić? Jak i czym go usunąć? Czy ultradźwięki odstraszają pajęczaka?   Photo by  Jonas Weckschmied  on  Unsplash Ugryzł Cię kiedyś kleszcz?   Z dużym prawdopodobieństwem większość z Was mówi właśnie: - No kurde taaaak!! (lub zamiast kurde mniej subtelne słowo też na k). Co się zadziało, że on postanowił właśnie ciebie uraczyć swą obecnością? Co robił te dwie godziny wcześniej?  Może siedział na drzewie i przez lornetki wypatrywał swojej ofiary?  Jak żył? Po co Ci wiedza biologiczna na temat kleszczy?   Aby bardziej poznać naturę kleszcza. Jeśli oswoisz się z tym, co Cię przeraża staje się to mniej okropne. Przynajmniej ja tak mam.  Nie dajmy się zwariować!! Co to jest kleszcz? Kleszcz to pajęczak, który ma około 900 opisanych g

Woreczki sensoryczne dla malucha. Integracja sensoryczna w domu.

Dzisiaj propozycja dla maluchów! Ale i trzylatek będzie sie świetnie bawił! Woreczki sensoryczne, które zrobicie z rzeczy dostępnych w każdym domu. Co to jest integracja sensoryczna i po co ją wspomagać? To tak najprościej mówiąc, przetwarzanie przez nasz mózg informacji i bodźcców, które do niego docierają i reagowanie na nie w odpowiedni sposób. Zintegrowanie tych informacji, jest podstawą rozwoju i działania wszystkich wyższych zmysłów i umiejętności np. wzroku, słuchu, mowy, umiejętności chodzenia oraz zdolności wykonywania precyzyjnych czynności, jak malowanie czy pisanie. Pokaże Wam, jak domowym sposobem można wykonać zabawki wspomagające rozwój. Zabawki, które pobudzają zmysły! Zapraszam! Czego potrzebujesz? worki strunowe,  taśma, nożyczki, woda, olej, kisiel a nawet budyń, galaretka lub żelatyna, cekiny, dżety, pompony, brokat, farby, bibuła, kolorowe karte czki, folia, mogą to być nawet liście, zielony groszek, kukurydza, kolorowe przyprawy

Historia pewnej miłości czyli on był matematykiem a ona była nieobliczalna.

Poznali się w zimowy wieczór,  na domówce u niego w  domu.  Dokładnie był to ostatni dzień starego roku.  On parę tygodni wcześniej zakończył długi związek, ona była w trakcie rozwodu.  Coś zaiskrzyło ale obydwoje wiedzieli, że to nie ma sensu. Obiecał, że zadzwoni. Ona znając męski system namierzania, machnęła ręką i przewróciła oczami na jego propozycję. Który by chciał świeżo upieczoną rozwódkę, pomyślała... Zadzwonił. ......... Spotkali się drugi raz w jej urodziny 10 stycznia. Ot luźne spotkanie. Ona do spódnicy założyła długie kozaczki, on nową koszulę. Ona wyjaśniła, że to nie jej styl, i że spódnica jest wynikiem braku czystych spodni. On, że koszule pożyczył od brata. Od razu złapali wspólny front. Odprowadził ją pod dom i chciał pocałować ale nie było sposobności. Pisali ze sobą całą noc. Ona następnego dnia nie zdała kolokwium. Odtąd spędzali ze sobą każdy wolny weekend. ........... Nadeszły Walentynki. Obiecali sobie, że nie będzie prezentów,