Przejdź do głównej zawartości

Salzburg miasto przyjazne turystom.


autor bluejayphoto platforma getty images

Dzisiejszy wpis będzie kolejnym dowodem na to, że z dzieckiem podróżować się da!!


Nadszedł czas urlopu. 



Postanowiliśmy zwiedzić tym razem sąsiadującą z Niemcami Austrię a dokładnie miasta Salzburg i Köningsee.



Urlop planowaliśmy miesiąc wcześniej. Wycieczkę podzieliliśmy na trzy dni. Sprawdziliśmy transport w mieście, zaplanowaliśmy atrakcje i za-bookowaliśmy hotele.



W dniu wyjazdu pogoda postanowiła zrobić nam psikusa. Lało okrutnie!








Czy się poddaliśmy?



Oczywiście, że nie. Ważne, że byliśmy razem. A poza tym miasto oferowało wiele atrakcji.

Szukaliśmy miejsc i na taką ewentualność i się nie zawiedliśmy.

Salzburg to spokojne miasto, bez natłoku turystów. Moim zdaniem idealne na wypoczynek aktywny z dzieckiem.

Miasto możecie kojarzyć, chociażby z musicalem dla dzieci "Mary Poppins" oraz miejscem urodzenia się Mozarta. 


Oczywiście Salzburg czekoladą stoi a najbardziej znaną czekoladką jest pralina z Mozartem - oczywiście musiałam spróbować nie byłabym sobą!




 To również miasto fontann, krystalicznie czystych potoków i oczywiście gór Alp.



Miasto jest mądrze zaplanowane i szybko się połapaliśmy gdzie co jest. 



Bardzo nam podobało się to, że toalety są wszędzie (nie w każdym miejscu jest to normalne) i to, że wszyscy mówią po angielsku bez problemu.





Od początku.



Nasza podróż zaczęła się o godzinie 8:56. 





Z naszej wsi do Salzburga dojechaliśmy pociągiem i takie rozwiązanie polecam z uwagi na wygodę podróżowania.


Dwie godziny i byliśmy na miejscu.





Dworzec kolejowy w Salzburgu jest czysty i dobrze zorganizowany. Toalety są płatne ale czyste. Toaleta dla dzieci jest bezpłatna, ale trzeba dzwonić, by nam ktoś otworzył. Na szczęście reakcja jest szybka.













Na dworcu znajdują się szafki, w których możecie zostawić swoje bagaże. Są trzy rozmiary szafek s, m, l i czwarta na narty. Cena to s- 1 EU, m- 2 EU i tak dalej.
Wybraliśmy s i zmieściliśmy w niej dwa plecaki i małą torbę z zakupami. 



Przy stacji znajduje się dworzec autobusowy. Wszystko jest opisane na mapach i tablicach informacyjnych.

W dworcowym kiosku kupiliśmy kartę SalzburgCard. Cena 24 EU na osobę. Karta umożliwia korzystanie ze wszystkich atrakcji w mieście oraz linii autobusowych.



Karta działa 24 h. Przykładowo od godziny 12:00 dnia pierwszego do godz. 12:00 dnia następnego. Razem z kartą dostaliśmy mapę atrakcji z rozpisanym szczegółowo planem dojazdu do nich. Co było świetne. Wszystkie opisane przeze mnie atrakcje są w cenie tego biletu.

Czy zakup karty jest opłacalny?



Tak!



Niektóre atrakcje jak chociażby kolejką na górę Untersberg to już koszt 25 EU od osoby dorosłej, więc z pewnością się opłaca.
Kolejną zaletą jest to, że nie musicie szukać kas biletowych i czekać w kolejkach.

Nocleg.


Nasz hostel znajdował się 4 minuty drogi od dworca. Doba hotelowa zaczynała się od 15, więc plecaki zostawiliśmy w depozycie na dworcu.
Sam hostel znajdowała się przy jednej z głównych ulic. Miejsce czyste, spokojne i wygodne. Hostelowym holu znajdziecie miejsce na zjedzenie własnego posiłku, wypicia kawy i kącik dla dzieci. Bardzo zaskoczyła mnie biblioteczka. Polecam  hotel A&O Salzburg.











Muzeum Historii Naturalnej.



Pierwszą atrakcją, która zwiedziliśmy, było Muzeum "Hause der Natur". Kapitalne miejsce dla osób w każdym wieku. Położone nieopodal starego miasta. Ciekawe ekspozycje, zróżnicowane i zaskakujące. Od dinozaurów przez świat morskich stworzeń aż po sale doświadczeń z wodą i powietrzem. Zwiedzanie zajęło nam około 2 godzin. Zdecydowanie polecam. Są tam miejsca na zostawienie wózka, szatnie oraz restauracja. Dzieciaki mogą się tam wyszaleć bez ograniczeń!









Była już 15:00 więc mogliśmy już zameldować się w hotelu.    W tym czasie Krysia nam zasnęła. Mieliśmy dwa wyjścia:
  • siedzieć w hotelu i się nudzić

albo
  • przebrać się w suche ciuchy a Krystynę śpiącą załadować do wózka i zwiedzać dalej.

I jak myślicie?

Oczywiście wybraliśmy opcję 2!

Przepakowaliśmy się, przebraliśmy się w jakże gustowne czerwone szaty. Krystynkę na śpiocha włożyliśmy do wózka. Ruszyliśmy na dalsze zwiedzanie miasta.

Twierdza Hohensalzburg.

Jest to jeden z największych zamków średniowiecznych w Europie.
Monumentalna twierdza warowna górująca nad miastem. Wjechaliśmy kolejką, ale można przejść się pieszo. Wjazd kolejką trwał 20 sekund więc dość szybko.
Krysia spała w najlepsze.




Widok z twierdzy jest piękny, nawet w deszczu i mgle. Z tarasu widokowego rozpościera się panorama miasta.
W samej twierdzy znajdują się muzea. Niestety nie wszystkie ekspozycje były dostępne dla zwiedzających.



 Minusem było to, że nie można wjechać tam wózkiem z uwagi na strome schody i brak wind. Winda będzie dostępna od czerwca tego roku.

Na szczęście w tym momencie Krysia się obudziła. Zostawiliśmy wózek i mogliśmy zwiedzać muzeum.

Eksponaty dość ciekawe, ale moim zdaniem nie jest wykorzystany potencjał tego miejsca. Eksponaty zakurzone i nie zbyt dobrze utrzymane.

W twierdzy znajduję się Muzeum Marionetek, Stara Zbrojownia, Muzeum Pułku Piechoty, gotyckie komnaty arcybiskupie i muzeum tortur.

















Pomimo moich uwag warto zobaczyć to miejsce.

Starówka.

Jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam! Urokliwa, piękna, drobne szczegóły tworzą niesamowitą całość. Starówka została wpisana na listę UNESCO, więc jest się czym zachwycać. Wystarczy przejść się uliczkami i od razu się zakochacie w tym miejscu.






Rzeka Salzach dzieli miasto na dwie części. Miasto okalają skały, góry wyrastające dosłownie w centrum i malowniczo współgrają z zabytkową architekturą. Coś wspaniałego! Do tego fontanny zasilane górską wodą, które zdobią każdy skwerek, park, a nawet ulice.






























Następnego dnia po wymeldowaniu się z hotelu i zostawieniu rzeczy w dworcowym depozycie, pojechaliśmy na podbój drugiej części miasta.

W ciągu pięciu minut podjęliśmy decyzję o tym, że wyjedziemy kolejką na szczyt górski, bo przestało padać w końcu!

Kolejka górska na Untersberg.

Sam szczyt ma 1972 m.
Na miejsce dojechaliśmy autobusem, co zajęło 40 minut. Oczywiście wiedzieliśmy, że nie wiele uda się zobaczyć z uwagi na mgłę i złą widoczność. Atrakcją miał być sam wjazd kolejką.









Kolejka jeździ na szczyt co pół godziny. Mieliśmy więc czas na to, aby pozwiedzać okolicę. Wózek zostawiliśmy w schronisku.





Niby takich kolejek jest dużo, ale ta robi ogromne wrażenie. Wjazd zajmuje około 12 minut na 1700 m. !!! Widoki zapierają dech. Udało się nam nawet zobaczyć kozicę górską skacząca po skałach!







Oczywiście szczyt był ośnieżony i widoczność zerowa. Temperatura -3 stopnie C. Było bardzo zimno ale zacisnęłam zęby i marzyłam o tym aby mi zamroziło cellulit. W tym czasie Krystyna niczym nie zrażona lepiła bałwana.







W schronisku znajduje się knajpka, bezpłatne toalety.
Pojedziemy tam na pewno jeszcze raz, gdy będą lepsze warunki.
Polecam!

Fantazje arcybiskupa, czyli Pałac wodnych uciech Hellbrunn.



No kiedyś biskupi to mieli fantazję.



Do rzeczy



Tą samą linią miejską spod schroniska pojechaliśmy zwiedzać fontanny Hellbrunn.



Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem.

Dlaczego te ogrody nazywane są igraszkami?

Bo ukryte są przed wzrokiem zwiedzających! Niespodziewanie tryskają wodą niezmiennie od 400 lat.









 Pałace i fontanny powstały na polecenie obecnego arcybiskupa Markusa Sittikusa w ciągu trzech lat! Jest to niewyobrażalny krótki czas z uwagi na różnorodność i przytłaczającą niesamowitość tego obiektu.

No powiem Wam, że przy Sittikusie nasz ojciec dyrektor jest bidny jak mysz kościelna.






 Biskup uwielbiał robić psikusy i niespodzianki swoim gościom, dlatego woda tryska tu zewsząd:
  • taboretów przy stole,
  • rogów jelenia,
  • dysz schowanych pod ziemią i w ścianach.

Znajdziecie tam lewitująca czapkę oraz przecudowny teatr wodny działający do dziś. Niesamowite jest to, że każdy element fontanny nawet ten najmniejszy jest ruchomy!


































Wokół znajduje się malowniczy park, strumienie wodne z pływającymi w niej sumami i bajkowe mostki. Woda ma niezwykły lazurowy kolor.
Polecam.

Wracając autobusem na stację, postanowiliśmy zobaczyć  ogrody znane całemu światu. 

Pałac i ogrody Mirabell.

Niestety pałacu nie udało nam się zwiedzić, będzie to pierwszy punkt kolejnych odwiedzin Salzburga.

Ogrody to najpopularniejszy motyw fotograficzny miasta i motyw z filmu Mary Poppins.








Kadr z filmu
Kadr rudej

Oprócz cudownych konstrukcji kwiatowych, gajów róż są fontanny i rzeźby. Fontanna z pegazem, marmurowy basen, teatr plenerowy, ogród karłów oraz oranżeria tworzą piękny obraz.






Czym zaskoczył nas Salzburg?



Na pewno tym, że jest bardzo pro turystyczny. Na każdym kroku znajdziecie instrukcje, mapy i wyjaśnienia co? gdzie? i jak?



Tym, że jest bardzo romantyczny i klimatyczny. Małe szczegóły tworzą atmosferę tego miasta. Chociażby światła na pasach dla pieszych. Po zmianie na zielone tworzą figurki pary trzymającej się za ręce z czerwonym serduszkiem nad nimi. Kolejnym przykładem przyjazności miasta mogą być też informacje na tablicach przy remontowanych ulicach.



robimy to dla Was, cierpliwości



Ludzie są uprzejmi i uśmiechnięci. Miasto otaczają góry, skały i malownicza rzeka. Sklepy, których mi brakuje w Monachium sprawiają, że mam ochotę tam jeździć na zakupy. 
Znacie te reklamy i filmy, w których są przedstawiane alpejskie łąki? One wyglądają  na prawdę tak niesamowicie!

Wspaniała smaczna kuchnia. Bajkowy klimat i niepowtarzalna atmosfera.

Z całego serca polecam Salzburg.



Jeśli podobał Ci się wpis to udostępnij będzie mi bardzo miło!

Buziole Aga.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

22 słowa znikające z języka polskiego - sprawdź, czy je znasz!

Macie czasami wrażenie, że, za dużo używamy anglojęzycznych lub zapożyczonych słów? Nasi dziadkowie, często używają czy używali słów, które nie są już modne, które wyszły już z użycia. Język polski z roku na rok jest bogatszy  i to jest fakt, naturalna kolej rzeczy, związana z rozwojem chociażby techniki. Szczególnie dziś, mam wrażenie, że mówi się o zalewie polszczyzny zapożyczeniami angielskimi. Tak naprawdę takie "fale" zdarzały się od zawsze, a ma to związek z różnymi etapami w historii.  I tak dla przykłądu w średniowieczu były to zapożyczenia niemieckie, od XVI w. na łacińskie, potem włoskie, francuskie, rosyjskie. Coś jednak dzieje się kosztem czegoś, bo każda sytuacja ma plusy i minusy. Moim zdaniem, nie da się tego zjawiska uniknąć,  bo żyjemy za szybko i za intensywnie.  Oczywistym jest też to, że dużo słów weszło na stałe do naszego słownika  i mowy potocznej i wcale nie mówię, że jest to złe.  Sam...

Co robić aby się nie narobić? 6 niepraktycznych porad!

Postanowiłam napisać ten poradnik (niech będzie w gwoli jasności anty-poradnik) po ostatniej dyskusji, która wywiązała się na mojej grupie super kobietek  ❤❤❤  na Facebooku. Dziewczyny, my sobie same ciśniemy. Perfekcjonizm - każdy do niego dąży. Każdy go pragnie. Chcemy mieścić się w normach, ale nie twórzmy idealnej rodziny, stwórzmy własną na własnych domowych zasadach i nic komu do tego. Co robić aby się nie narobić? 6 niepraktycznych porad! Fajnie jest żyć w ładzie i porządku i wiedzieć gdzie masz majtki, rajty dziecka i pokrywkę do rondla, ale nie da się żyć w permanentnym porządku non-stoper. Kiedyś coś pierdolnie i wtedy wina spada na matkę! No bo na kogo! A co ciekawe nikt nas tą nie winą nie obarcza - tylko my same! Masz wrażenie, że same sobie wmawiamy, że jesteśmy beznadziejnymi gospodyniami i organizatorkami życia rodzinnego a wyznacznikiem tego są, chociażby brudne okna?! Wychodzę temu naprzeciw i postanowiłam udowodnić, że nawet ja beznadziejny przypadek pedant...

Coś o mnie

Cześć!  Jestem Agnieszka,  ale znajomi często mówią mi ruda, ze względu na kolor włosów a i może na osobowość.  Do niedawna byłam Kryśką,   ale gdy urodziła się nasza córeczka, z wielu opcji imion wybraliśmy  Krystynę ! Od ponad roku mieszkamy w małej wsi pod Monachium.  Nie jestem idealnym rodzicem i nie chcę nim być. Za to chcę być prawdziwą wersją siebie. Parę ciekawostek: Od zawsze byłam jak bąk w tulipanie - zakręcona.  Lubie biegać, a tak na prawdę robię to, żeby bez ograniczeń jeść naleśniki!!  Lubię sprzątać i przeorganizowywać przestrzeń wokół siebie, dosłownie i w przenośni. Pisze wiersze do szuflady.   Uwielbiam rozśmieszać ludzi. Marzę  o własnym domu z ogródkiem i o długich paznokciach.  Po co? Na co? I dlaczego blog?  Przede wszystkim, chcę Wam przekazać moje spostrzeżenia i wnioski z nie przeciętnych zdarzeń życiowych - Jest ich trochę. Brakuje mi...