Historia, którą Wam chcę opowiedzieć, zdarzyła się całkiem nie dawno. Gdyby nie to, co uświadomiłam sobie wtedy, byłaby całkiem śmieszna.
Mieszkamy w małej bawarskiej wiosce, 40 km od Monachium.
Nie ma tu sklepu spożywczego, ALE za to jest mała masarnia, serwis kosiarek do trawy i rowerów, kościół, żłóbek połączony z przedszkolem i dwie restauracje.
Nie ma tu sklepu spożywczego, ALE za to jest mała masarnia, serwis kosiarek do trawy i rowerów, kościół, żłóbek połączony z przedszkolem i dwie restauracje.
Jest cisza, spokój, ruch samochodowy zaczyna w porze powrotów z pracy
(nie bez przyczyny robię ten wstęp).
Sielsko, anielsko, swojsko.
(nie bez przyczyny robię ten wstęp).
Sielsko, anielsko, swojsko.
Piękna zimowa pogoda, temperatura na plusie grzech nie wyjść.
Pola, las, rzeka. Spacerujemy już jakiś czas i Krysia zaczęła marudzić,
była już śpiąca.
Pola, las, rzeka. Spacerujemy już jakiś czas i Krysia zaczęła marudzić,
była już śpiąca.
Postanowiłyśmy wracać.
Wsadziłam dzidzie do wózka, zapięłam śpiworek, jedziemy.
Podczas drogi zadzwoniłam, tak na szybko do mamy.
W domu nie mam zasięgu i często mi przerywa.
W domu nie mam zasięgu i często mi przerywa.
Do rzeczy!!!!
Przechodzimy przez most nad rzeką. Akurat zaczełam poprawiać Krystynie czapkę, bo przecież jej ucho wylazło! Ja dalej gadam, telefon trzymam ramieniem przy policzku bo ręce muszę mieć wolne...
Jebs!!!!
Telefon przeleciał przez deski na moście prosto na kamienie, by w końcu wpaść do rzeki!!!!!
Tak, tak tylko ja tak potrafię, wiem.
Może zawołam kogoś. No ale kogo? Gdzie? No niby mam gdzie bo jest masarnia!
Nie mogę tracić czasu na proszenie o pomoc, bo jest szansa, że znajdę ten telefon szybko.
Zostawiłam Krystynę w wózku na poboczu. Schodzę pod most.
Jest ślisko, stromo, rzeka wezbrała, bo roztopy.
Nurt jak w Niagarze, więc rezygnuję z poszukiwań.
Jest ślisko, stromo, rzeka wezbrała, bo roztopy.
Nurt jak w Niagarze, więc rezygnuję z poszukiwań.
Odwracam się, a Krysia stoi koło ulicy!
Wyszła z wózka, tak po prostu!
Tysiące myśli, różnych scenariuszy przebiegło mi wtedy przez głowę.
Jak ja mogłam ja zostawić, samą, by zobaczyć co z telefonem
no brawo ja! Matka kwartału!
Jak ja mogłam ja zostawić, samą, by zobaczyć co z telefonem
no brawo ja! Matka kwartału!
Gdzie mogę odebrać nagrodę?
Zrozumiałam jak bezmyślnie postąpiłam! Zawiodłam.
Jestem beznadziejna, zero wyobraźni...
Jestem beznadziejna, zero wyobraźni...
Wzięłam ją w ramiona i zaczęłam przepraszać. Tak przepraszać,
nie krzyczeć na nią. To moja wina ja jej nie dopilnowałam, ona była znudzona siedzeniem w jednym miejscu.
Oczywiście
wyjaśniłam jej sytuacje. Dlaczego mama jest zła, dlaczego płacze i że ulica jest niebezpieczna.
Moja córeczka wtulona we mnie mówi:
nie krzyczeć na nią. To moja wina ja jej nie dopilnowałam, ona była znudzona siedzeniem w jednym miejscu.
Oczywiście
wyjaśniłam jej sytuacje. Dlaczego mama jest zła, dlaczego płacze i że ulica jest niebezpieczna.
Moja córeczka wtulona we mnie mówi:
- mama tefon plum!?
- tak kochanie na szczęście tylko telefon plum…
Może ta historia zdarzyła się po to, aby mi pokazać, że nie mogę brać wszystkiego za pewnik. Zrozumiałam, że w takich sytuacjach warto poprosić o pomoc! Prośba o pomoc drugiej osoby to nie wstyd.
Morały z tej historii:
- Nie jestem idealna i popełniam błędy.
- Zamiast tracić czas, poproś o pomoc.
- Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, czasami wystarczy się po prostu cofnąć lub zatrzymać
Morał techniczny:
Telefon, który leżał przez tydzień w zimnej rzece, nie przetrwa, ale karty sim tak!!!!
(oczywiście po tygodniu go znalazłam, pierona jednego leżał i czekał na mnie).
Buziole Aga.
Komentarze
Prześlij komentarz